W listopadzie minął rok
od pojawienia się pierwszych postów na naszym blogu. Rocznica a także koniec
roku sprzyjają różnego rodzaju, ocenom, podsumowaniom. Nie tak dawno jedna z
tradycyjnych stron pokazała, że jest już
w Polsce 28 ośrodków z coniedzielną tradycyjną Mszą Świętą co stanowi ponad 500
procentowy wzrost takich miejsc w stosunku do lipca 2007 roku. Faktycznie 500%
normy robi wrażenie, może dlatego autorzy na tym poprzestali i nie pokazali na
kolejnym wykresie, że te 28 miejsc to zaledwie ok. 0,25% ( ćwierć procenta!!! )
wszystkich polskich parafii. Czy jest się czym chwalić, niech każdy sam
oceni. Ale do rzeczy, chcę wystawić
ocenę sobie i naszym poczynaniom, a nie czepiać się innych.
Jak więc ocenić stan
płońskiego środowiska tradycyjnego AD 2013, ponad sześć lat po wejściu w życie
postanowień motu proprio Summorum Pontificum, (sześć lat to szmat czasu, to
tyle ile trwa np: wykształcenie kapłana w seminarium), w dwa lata po
zakończeniu misji duszpasterza przez
Księdza Grzegorza Ślesickiego, a więc czasów gdzie wprawdzie tylko raz w
miesiącu, ale na uroczystą Mszę Św.
uczęszczała blisko 100 osobowa grupa wiernych. Z dzisiejszej perspektywy efektywność naszych
starań należy ocenić bardzo źle, były
niekonsekwentne i nieefektywne,
charakteryzowały się niczym nieuzasadnioną naiwnością, łatwowiernością, zbyt częstym popadaniem w
euforię na kolejne, (zawsze nie
realizowane) przyrzeczenia i obietnice . Nie byliśmy otwarci na trzeźwy głos tych,
którzy zawsze powtarzali, że „nigdy nie dostaniecie tej Mszy, bo gdybyście mieli Ją dostać to wystarczyłaby jedna prośba.” Stan na dzień
dzisiejszy jest taki, że nie mamy nic z tego o co przez tyle lat się
staraliśmy, tzn. - przypomnę po raz
kolejny, że celem zawsze była tradycyjna Msza Święta w uroczystej formie w
każdą niedzielę i święta I klasy. Wiem,
że znajdą się osoby mniej, więcej i bardzo dobrze znające płońskie realia,
które zręcznie manipulując faktami będą starały się wykazać , że wszystko
wygląda inaczej niż wygląda w rzeczywistości. Będą przekonywały jak bardzo wszystko idzie w „dobrym
kierunku”, jak środowisko się rozwija, że już są dwie Msze w miesiącu itd. itp.
Idą więc w świat wiadomości, które
wszystkich uspokająją, które wielu zapewniają bardzo dobre samopoczucie i spokojny sen. „Szczery” i serdeczny uśmiech nigdy nie znika z ich oblicza, na
naszych oczach zyskują powszechny podziw i uznanie. Można powiedzieć, że jesteśmy świadkami tworzenia
legendy o ich wręcz heroicznej i
bezkompromisowej postawie, o tym „jak wiele” zrobili dla środowiska i tradycji.
A jaka jest rzeczywistość? Naszą
płońską można porównać do
sytuacji kogoś kto wprosił się na
wytworne przyjęcie, na którym są zawsze
podawane najlepsze potrawy i najlepsze trunki,
ale gospodarz zamiast kawiorem
poczęstował go kaszanką podaną na starej
gazecie, i „mamrotem” w musztardówce
z kiszonym ogórkiem na zagrychę, zamiast Chateau Lafite 1787.
Czy można więc się dziwić, że chętnych
na takie „rarytasy” z każdym tygodniem ubywa, jest ich coraz mniej. A właściwie to należałoby powiedzieć, że już od dawna wszyscy mający
bardziej wysublimowane podniebienia
przestali w nich uczestniczyć.