Medytacja o Najświętszej Ofierze Mszy Świętej (Wersja oryginalna )
Upadnij na kolana… o czci dla Najświętszego Sakramentu
Aktualizacja: 2015-06-3 11:03 pm
Dodano: 2014-06-19 9:03 am
Człowiek jest istotą duchowo-cielesną. Stąd w odniesieniu do Pana Boga ważne jest zarówno nasze wnętrze jak i to, co zewnętrzne. Powoływanie się na dyskusyjną zasadę „najważniejsze jest to, co w sercu” jest zwodnicze i fałszywe – mówi PCh24.pl ks. Jacek Bałemba z Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego.
Dla katolika powinno to być oczywiste, ale może warto o tym przypominać w nieskończoność: Najświętszy Sakrament to – substancjalnie – Ciało i Krew Pana Jezusa.
Kościół objawia prawdę o Najświętszym Sakramencie, w którym Pan Jezus jest obecny vere, realiter, substantialiter – prawdziwie, rzeczywiście, substancjalnie. Nie jest to subiektywna partykularna opinia katolików. Taka jest obiektywna prawda.
W Dekrecie o Najświętszym Sakramencie Eucharystii Sobór Trydencki naucza: „Na początku święty sobór uczy oraz otwarcie i wprost wyznaje, że w życiodajnym sakramencie świętej Eucharystii, po dokonaniu konsekracji chleba i wina, obecny jest prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Pan nasz Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i człowiek, pod postaciami tychże widzialnych rzeczy. Nie ma sprzeczności w tym, że nasz Zbawiciel zawsze zasiada w niebie po prawicy Ojca wedle naturalnego sposobu istnienia, i że sakramentalnie obecny jest dla nas w swojej substancji w różnych innych miejscach wedle sposobu istnienia, który – choć z trudem możemy wyrazić w słowach – możliwy jest dla Boga, a myślą oświeconą przez wiarę możemy go pojąć i mamy obowiązek mocno weń wierzyć”.
Dlaczego Pan Jezus postanowił ofiarować nam za pokarm swoje Ciało i Krew? I dlaczego w ogóle nazywamy ów dar „pokarmem”?
We wspomnianym dekrecie czytamy: „Nasz Zbawiciel, mając odejść z tego świata do Ojca, ustanowił ten sakrament, w którym niejako wylał bogactwo swej Bożej miłości do ludzi, «czyniąc pamiątkę dla swych cudów», i przez jego spożywanie polecił nam czcić Jego pamięć, i «głosić Jego śmierć, dopóki nie przyjdzie» sądzić świat, chciał, aby ten sakrament przyjmowany był jako duchowy pokarm dla dusz, którym mają się karmić i umacniać, żyjąc życiem Tego, który powiedział: «Kto Mnie pożywa, ten żyć będzie przeze Mnie», oraz jako środek leczniczy uwalniający nas od wykroczeń powszednich i chroniący przed grzechami śmiertelnymi. Chciał ponadto, aby ten sakrament był zadatkiem naszej przyszłej chwały i wiecznej szczęśliwości, i dlatego symbolem tego jedynego Ciała, którego On sam jest Głową, a z którym chciał nas połączyć tak bardzo mocnymi więzami wiary, nadziei i miłości, aby wszyscy byli jednomyślni, i aby nie było u nas rozłamów”.
Pytał Pan o określenie „pokarm”. Trzeba jednak najpierw mówić o Mszy Świętej. Msza Święta jest ofiarą, jest to sakramentalne uobecnienie Ofiary Golgoty, złożonej przez Pana Jezusa na Krzyżu dla naszego zbawienia. Stąd tradycyjne centralne umiejscowienie Krzyża na ołtarzu przed oczami celebransa. To podczas Mszy Świętej ma miejsce konsekracja – chleb i wino stają się Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa. Innymi słowy, dokonuje się transsubstancjacja, czyli istotowa przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Można więc powiedzieć, że Eucharystia jako pokarm jest owocem Mszy Świętej.
O tajemnicy obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i o niepomiernie zaszczytnym spotkaniu, jakie dokonuje się w czasie Komunii Świętej, mówią słowa naszych tradycyjnych starych pieśni eucharystycznych. Śpiewamy: „W tej Hostyi jest Bóg żywy, choć zakryty, lecz prawdziwy (…). Żaden z wojska anielskiego nie dostąpi nigdy tego, czego człowiek dostępuje, Ciało i Krew gdy przyjmuje”.
Dlaczego tak ważne jest, by katolik możliwie jak najczęściej przyjmował Komunię Świętą?
Z powodu poważnego problemu Komunii świętokradzkich współcześnie należy raczej podkreślać wagę tego, by katolik przyjmował Komunię Świętą godnie, to znaczy przede wszystkim będąc w stanie łaski uświęcającej, z czystym sercem, bez grzechu śmiertelnego na sumieniu, z pokorą i wiarą, i mając poglądy uzgodnione z prawdą Ewangelii.
Co do częstotliwości, Kościół określił niezbędne minimum – przynajmniej raz w roku. Dekret Kongregacji Świętego Soboru O codziennej Komunii Świętej z 20 grudnia 1905 roku przytacza nauczanie Soboru Trydenckiego: „Święty sobór życzyłby sobie, aby wierni obecni na każdej Mszy przyjmowali Komunię nie tylko duchowym pragnieniem, ale także sakramentalnym przyjęciem Eucharystii, a dzięki temu przypadł im obfitszy owoc Najświętszej ofiary”. W dekrecie tym znajdujemy takie oto uzasadnienie dla częstej Komunii Świętej: „Ponieważ przez częstą i codzienną Komunię Świętą najoczywiściej wzrasta zjednoczenie duszy z Chrystusem, wzmacnia się życie wewnętrzne, dusza wzbogaca się w skarby cnót i pewniejszą otrzymuje rękojmię wiecznego zbawienia, obowiązkiem jest proboszczów, spowiedników, kaznodziei – w myśl nauki zawartej w katechizmie rzymskim – często i usilnie zachęcać lud wierny do tego pobożnego i zbawiennego zwyczaju”.
Warto zauważyć, że te wskazania zostały opublikowane za pontyfikatu św. Piusa X, papieża, który pragnął udostępnić skarby miłości Chrystusowej zawarte w Najświętszym Sakramencie także dzieciom, o czym świadczy dekret o wczesnej Komunii Świętej wydany w 1910 roku. Podobnie, nieco wcześniej, św. Jan Bosko pisał: „Kiedy dziecko umie odróżnić Chleb od chleba i wykazuje dostateczne przygotowanie, nie trzeba już zważać na wiek, lecz pozwolić Niebieskiemu Królowi zawładnąć tą niewinną duszą”. Bardzo bliskie są te wskazania słowom samego Pana Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14).
Katolik, przyjmując Komunię Świętą, może się pogubić. Kiedyś – choć jestem bardzo młody, ale doskonale to pamiętam – Najświętszy Sakrament w kościołach przyjmowano, klęcząc. Teraz czyni się to dość często na stojąco. Dlaczego?
Postawa klęcząca jest najbardziej właściwa, normalna, oczywista wobec Pana Boga. Rezygnacja z tej postawy, a więc umniejszanie czci wobec Pana Jezusa, prowadzi do osłabienia bądź utraty wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zapędy „ulepszaczy” trzeba badać pod kątem powodów, celów oraz owoców. Kardynał Joseph Ratzinger klarownie przestrzegał, pisząc w swoim dziele Duch liturgii: „Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą”. Mało kto wie o tym, że uroczystość Bożego Ciała 2008 roku jest datą graniczną, od której Benedykt XVI radykalnie powrócił do praktyki Komunii Świętej na klęcząco. Trzeba te daty widzieć i wyciągać z nich wnioski.
Postawa klęcząca podczas przyjmowania Komunii Świętej jest ważna? Jeśli tak, to dlaczego?
Człowiek jest istotą duchowo-cielesną. Stąd w odniesieniu do Pana Boga ważne jest zarówno nasze wnętrze jak i to, co zewnętrzne. Powoływanie się na dyskusyjną zasadę „najważniejsze jest to, co w sercu”, aby uzasadnić umniejszenie czci wobec Pana Jezusa (na przykład przez rezygnację z klękania), jest zwodnicze i fałszywe.
Kardynał Joseph Ratzinger w swoim dziele Duch liturgii pisał: „Upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem”.
Tę szlachetną linię kultyczną wyrażoną w postawie klęczącej próbowałem przybliżyć polskiemu czytelnikowi w moim skromnym opracowaniu „Uniżenie przed Bogiem centralną kwestią kultury. Przemilczany aspekt pontyfikatu Benedykta XVI”.
Czy dopuszczalna jest postawa stojąca?
Rozumiemy doskonale, że mogą być obiektywne powody przyjęcia takiej postawy, np. względy zdrowotne, które uniemożliwiają uklęknięcie.
Wśród argumentów za postawą stojącą przy przyjmowaniu Komunii Świętej pojawia się i taki, że w przypadku wielkich zgromadzeń (np. pielgrzymki) „praktyczniejsza” jest postawa stojąca. Jak Ojciec odpowiedziałby na ów argument?
Kryterium „praktyczności” jest uwłaczające dla majestatu i świętości Pana Boga. Byłoby dobrze aby ci, którzy przytaczają tego typu uzasadnienia, lub im pokrewne, jak najszybciej otrzeźwieli i zdali sobie sprawę, że taką argumentacją znieważają Pana Boga. Nie jest ważne to, co będzie dla nas sprawne, praktyczne, szybkie i wygodne, lecz to, co będzie najbardziej święte, stosowne i godne wobec majestatu i świętości Pana Boga. Chodzi o wydobywanie się z oparów antropocentryzmu ku światłu teocentryzmu. Potrzebujemy świeżego powietrza katolickiej krystalicznej niezmutowanej wiary! A ta wiara nas uczy, że podstawowym punktem odniesienia, zwłaszcza w świętej liturgii, jest Pan Bóg.
Bywa, że niektórzy ludzie zachwycają się udzielaniem przez kapłana Komunii Świętej na rękę. Warto się tym zachwycać?
Zachwycać się trzeba Panem Bogiem i tajemnicą Jego obecności w Najświętszym Sakramencie. Jakże dobrze się stało, że oczekiwania pewnych środowisk w Polsce, artykułowane także w tych czy innych mediach, nie ziściły się. Chodzi o wymuszane oczekiwania jakichś zmian, przeróbek, porzucenia tego, co tradycyjne. Można było mieć przykre wrażenie, że jest to jakiś rodzaj ekscytującej zabawy: „a jak to będzie?”, „wprowadźmy coś nowego”, „zmieńmy to czy tamto”. Przy takich klimatach jesteśmy dalecy od katolickiego podejścia do Najświętszego Sakramentu, które zawsze charakteryzowało się wiarą, subtelnością i pokorą.
Rzymscy katolicy w Polsce mogą dać wszystkim nurtom modernizującym w Kościele solenną lekcję szacunku dla Najświętszego Sakramentu. Mamy w Polsce tysiącletnią kulturę przyjmowania Komunii Świętej. Rzymski katolik przed Panem Bogiem klękał i klęka. Punktem wyjścia nie jest subiektywna opinijka tej czy innej osoby, lecz obiektywna prawda o Najświętszym Sakramencie. A obiektywna prawda jest taka: w Najświętszym Sakramencie jest Pan Bóg – Dominus est! Jakież poczucie niegodności i pokory powinno nam towarzyszyć, gdy znajdujemy się w bliskości Tabernaculum, gdzie dniem i nocą przechowywany jest największy skarb Kościoła i Wszechświata: sam Pan nasz Jezus Chrystus, który obiecał: „Oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Ta obietnica w sposób najdoskonalszy, najpełniejszy, najzupełniejszy realizuje się w Najświętszym Sakramencie. Trzeba o tym często myśleć.
Osoby, które opowiadają się za udzielaniem Komunii Świętej na dłoń, często powołują się na przykład chrześcijan pierwszych wieków, w ten właśnie sposób otrzymujących Najświętszy Sakrament. To dobry argument?
Pius XII w encyklice Mediator Dei przestrzegał przed archeologizmem liturgicznym. Jeśli pominie się linearny wzrost form kultu Najświętszego Sakramentu, jaki miał miejsce w Kościele w ciągu wszystkich wieków, możemy sobie wtedy tworzyć bardziej czy mniej wyraziście wizje metodycznie błędne, na przykład biorąc pod uwagę tylko to, co było w początkach Kościoła i to, co jest teraz. Wtedy już blisko do groteskowych sformułowań typu „Pan Jezus w Wieczerniku nie robił wystawienia Najświętszego Sakramentu w monstrancji”.
Wszystkim nam dobrze zrobi wnikliwe przyglądnięcie się wszystkim wiekom historii Kościoła pod kątem kształtowania się kultu eucharystycznego. Bardziej niż o analityczne oko naukowca, chodziłoby o rozumne dostrzeżenie nawet najbardziej delikatnych czy, wydawałoby się, nieznacznych przejawów wzrostu szacunku i czci dla majestatu Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie – zarówno w pobożności osobistej, jak i w kulcie publicznym, czyli w świętej liturgii Kościoła. Taki rozumny wgląd doprowadziłby nas do pogłębienia wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, do pogłębienia miłości do Niego oraz do praktykowania takich form zewnętrznych, które najdoskonalej i najpiękniej, i najstosowniej wyrażą tę wiarę i miłość.
Czy Kościół zezwala na udzielanie Komunii Świętej na dłoń?
Praktyka Komunii na rękę jest bliskim niebezpieczeństwem profanacji, jeśli nie wprost praktyką profanacyjną. Nie jest to prywatna, skrajnie betonowa opinia. Przeciwnie, stwierdzenie to ma uzasadnienie w obiektywnym stanie rzeczy: w każdej, nawet najmniejszej cząstce konsekrowanej hostii jest cały Pan Jezus. Komunikanty są kruche. Przy rozdawaniu Komunii Świętej zawsze partykuły się odrywają. Dlatego zawsze powinna być patena, którą podtrzymuje usługujący. W przypadku udzielania Komunii Świętej na rękę zachodzi prawdopodobieństwo, a nawet pewność, że jakieś niezauważone partykuły pozostaną na dłoni, spadną na podłogę i dojdzie do zbezczeszczenia Najświętszego Sakramentu. Tylko ten jeden argument wystarczy, aby ze szczególnym szacunkiem i wdzięcznością odnieść się do tych duchownych, którzy nie udzielają Komunii na rękę.
Trzeba także wspomnieć o poważnej kwestii szerzącej się nonszalancji wobec Najświętszego Sakramentu, o postawach uzurpacyjnych, o niewłaściwym zachowaniu się w kościele, o niestosownym stroju, o zanikaniu postawy klęczącej – na przykład przy wejściu i wyjściu z kościoła, i przy przechodzeniu przed Tabernaculum, o wykorzystywaniu kościołów do celów nielicujących ze świętością miejsca, a nawet do wydarzeń o charakterze satanistycznym. Trzeba się starać wynagradzać Panu Bogu modlitwą oraz zamawianiem Mszy Świętych ekspiacyjnych.
Kapłan jako szafarz Najświętszego Sakramentu ponosi wielką odpowiedzialność za troskę o szacunek i cześć dla Ciała i Krwi Pana Jezusa.
To piękne, że przypomina Pan, iż kapłan jest szafarzem Najświętszego Sakramentu. Kapłan jest custos Eucharistiae – stróżem Eucharystii. Najbardziej zaszczytne zadanie kapłana to odprawianie Mszy Świętej. Przy okazji warto wspomnieć, że tradycyjna Msza Święta w rycie klasycznym (czasem zwana trydencką) doskonale oddaje katolickie – czyli prawdziwe – rozumienie Mszy Świętej jako Ofiary. Ta Msza Święta sama w sobie – w treści i obrzędach – wyraża szacunek i cześć dla majestatu Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego.
Wysoce pożyteczne będzie wyciągnięcie konsekwencji duchowych z samej terminologii. Mówimy zgodnie z prawdą: Sancta Missa – Msza Święta oraz Sanctissimum Sacramentum – Najświętszy Sakrament! To zobowiązuje! A przy okazji: tę katolicką terminologię zachowajmy.
W kontekście szerzącej się nonszalancji wobec Najświętszego Sakramentu warto, abyśmy my jako kapłani wzięli sobie mocno do serca słowa modlitwy o. Pio, świątobliwego kapłana: „O, Ojcze święty, ile profanacji, ile świętokradztw musi znosić Twoje łaskawe serce! Któż więc, Boże, stanie w obronie tego łagodnego Baranka, który nigdy nie otworzył ust swoich w swojej sprawie, lecz zawsze tylko w naszej?”.
Św. Hipolit powiedział: „Niech każdy uważa…, aby żaden fragment nie upadł i nie zginął, bo jest to Ciało Chrystusa, które powinno być spożyte przez wiernych, a nie zmarnowane”. Uzupełnia te słowa równie zdecydowany cytat ze św. Efrema: „Spożywajcie ten chleb i nie depczcie jego okruchów…, jedna jego drobna cząsteczka może bowiem uświęcić całe tysiące ludzi i wystarczy, aby dać życie wszystkim, którzy ją spożyją”. Zadam pytanie, poniekąd o kapłańską praktykę: Wiele okruchów Najświętszego Sakramentu zostaje na patenie podczas udzielania Komunii Świętej?
Za każdym razem, gdy rozdaję Komunię Świętą, pozostają na patenie partykuły. Rezygnacja z używania paten, z jaką tu i ówdzie mamy do czynienia, jest zakorzeniona w praprzyczynie, jaką jest osłabienie bądź utrata wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Trzeba to naprawiać.
Pięknym znakiem wiary i kapłańskiej wrażliwości będzie między innymi: celebrowanie w zgodności z księgami liturgicznymi, piękno liturgicznych strojów, tradycyjny repertuar śpiewów, uszanowanie świętej przestrzeni prezbiterium, przykrywanie balasek białym obrusem na czas rozdawania Komunii Świętej, sposób rozdawania Komunii Świętej, sposób dokonywania puryfikacji, troska o Tabernaculum, odpowiednio zabezpieczone miejsce przechowywania kluczyka od Tabernakulum, pokorne i pełne delikatności traktowanie świętych konsekrowanych Postaci Eucharystycznych.
Ktoś może stwierdzić, czytając tę rozmowę, że Ojciec przedstawia pewną opinię na temat szacunku dla Najświętszego Sakramentu, ale inna osoba – nazywające się katolikiem – może przedstawić inną, bo przecież „różne są wrażliwości”…
To, o czym mówimy, nie są to prywatne opinijki szeregowego księdza, które w kwestiach wiary nie mają żadnego znaczenia, lecz nauka Kościoła dotycząca spraw najświętszych. Precyzyjniej: nas – rzymskich katolików – interesuje to, co jest obiektywną prawdą. A ta obiektywna prawda o Najświętszym Sakramencie jest zawarta w Bożym Objawieniu, czyli w Piśmie Świętym i Tradycji.
Mamy prawo i zaszczytny obowiązek mówić o tych sprawach. To są nasze sprawy. Nie wolno nam milczeć o kwestiach najświętszych – naszych, katolickich. Nie wolno nam dopuścić do tego, aby te czy inne środowiska zamykały nam usta w tych sprawach. Powiedzmy to jasno: w kwestiach najświętszych nie potrzebujemy żadnych doradców spoza kręgu rzymskiego katolicyzmu. Natomiast ciągle potrzebujemy pouczenia płynącego z Objawienia Bożego zawartego Piśmie Świętym i Tradycji.
Będzie rzeczą piękną i wysoce pożyteczną dla umocnienia naszej wiary sięgnięcie w dniach sąsiadujących z uroczystością Bożego Ciała do nauki Soboru Trydenckiego na temat Najświętszej Eucharystii, do wspomnianych dekretów z 1905 i 1910 roku oraz do encykliki Piusa XII Mediator Dei. Krystaliczna doktryna katolicka, czyli prawdziwa – zgodna z obiektywnym stanem rzeczy. Ta lektura bardzo nas wzmocni w wierze w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Czytajmy, bo rezerwuar prawdy jest tam szeroko otwarty. Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia. Podobną korzyść odniesiemy, sięgając do tekstów naszych polskich starych katolickich pieśni eucharystycznych.
Dokładajmy starań, aby zarówno wnętrze naszego serca, jak i zachowanie, i postawy zewnętrzne były najpiękniejszym jak to tylko możliwe – z pomocą łaski Bożej – wyrazem naszej wiary, miłości, czci i pokory wobec Najświętszego Sakramentu. Adoremus in aeternum Sanctissimum Sacramentum!
Rozmawiał: Krzysztof Gędłek
CZYTAJ RÓWNIEŻ: [wybór linków generowany komputerowo przez serwer BIBUŁY]
- Wielki Czwartek – ustanowienie Najświętszego Sakramentu Eucharystii
- Czerwiec z Najświętszym Sercem Jezusowym. Poznaj 7 sposobów na uczczenie Go!
- O nabożeństwie do Serca Jezusowego – bp Józef Sebastian Pelczar
- Wielki Piątek – męka i śmierć Naszego Pana Jezusa Chrystusa
- Kard. Rigali z Filadelfii wprowadza Tabernakulum z powrotem na właściwe – centralne – miejsce w kościele
- Kazanie św. Maksymiliana Marii Kolbe na Dzień Judaizmu
- Biskup D’Arcy wprowadza konieczne regulacje i przypomina, że ‘Tabernakulum powinno znajdować się w centralnym i widocznym miejscu kościoła’
- Kard. Muller: jeśli pierwsze małżeństwo jest ważne, nie można zawrzeć drugiego!
"Serwis Informacyjny BIBUŁA"
Msza trydencka to nie chwilowa moda!
Data publikacji: 2014-04-04 14:52
Data aktualizacji: 2014-04-04 15:44:00
Fot. ks. Kamil Mielniczuk
Msza
trydencka nie jest – jak niektórzy mówili – chwilową modą lub fascynacją
„nowością”. Pociąga ona ludzi z każdej grupy wiekowej, ale można
zaobserwować, że najliczniejszą grupą wiernych są ludzie młodzi i młode
rodziny, co pozwala bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość - mówi
dla portalu PCh24.pl ks. Kamil Mielniczuk, wikariusz parafii pw. Św.
Teodora w Wojciechowie.
Jest Ksiądz neoprezbiterem archidiecezji lubelskiej. Oczywistym jest zatem fakt, że nie pamięta Ksiądz czasu przed ostatnim soborem. Skąd więc zainteresowanie starą liturgią?
Czasów przedsoborowych rzeczywiście nie pamiętam, ale pamiętanie tych czasów nie jest absolutnie potrzebne, duszpasterstwa związane z tradycyjną liturgią nie mają być grupami rekonstrukcyjnymi, ale wspólnotami, które żyją liturgią. Dlatego uważam, że to nie jest Msza wyłącznie dla tych, co pamiętają czasy przedsoborowe, ale Msza dla wszystkich. Jednak wracając do mojego zainteresowania nadzwyczajną formą, to przyszło ono dość niespodziewanie. Nigdy nie byłem ministrantem, więc nie przejawiałem szczególnych zainteresowań liturgią. Kiedyś jednak przeczytałem w Internecie o Mszy trydenckiej, był to rok 2006, czasy sprzed motu proprio, kiedy o Mszy tradycyjnej nie mówiono zbyt dużo. Chciałem ze zwykłej ciekawości zobaczyć, jak wygląda taka liturgia. Nie przygotowywałem się jakoś szczególnie, zapomniałem też zabrać mszalik. Pierwszym moim wrażeniem było zagubienie i… poczucie, że to nie jest moja ostatnia Msza trydencka. Powoli zacząłem czytać o tradycyjnej liturgii, starałem się poznać jej ceremonie, teologię i coraz bardziej czułem, że to jest moja duchowość. To był czas, kiedy zacząłem szczególnie odnajdywać Chrystusa w liturgii. W początkach obowiązywania papieskiego dokumentu z Mszą trydencką wiązało się bardzo dużo uprzedzeń i muszę powiedzieć, z przymrużeniem oka, że bardzo mi pomogli wszyscy, którzy krytykowali moje zainteresowania. Bo skoro ta Msza była przez tyle setek lat sprawowana, a dzisiaj też można ją swobodnie sprawować, to skąd taka niechęć? Stwierdziłem, że skoro wywołuje tyle emocji, to tym bardziej warto się temu przyjrzeć.
Jakie były na to zainteresowanie reakcje Księdza znajomych kapłanów, przyjaciół, którzy mieli inne zapatrywanie na Kościół i jego liturgię? Czy spotykały Księdza przykrości z tytułu zainteresowania starą liturgią?
Wiadomo, że różni ludzie mają różne poglądy, ale nigdy nie chciałem, aby to mnie z kimkolwiek dzieliło. Nigdy nie ukrywałem swoich zainteresowań tradycyjną liturgią i pragnienia sprawowania Mszy w nadzwyczajnej formie. Jeśli ktoś chciał, byłem zawsze gotów wytłumaczyć swoje poglądy i wejść w dialog. Zazwyczaj standardowo osobom chodzącym na Mszę trydencką stawia się zarzuty o nieuznawanie „nowej” Mszy. Sam też usłyszałem takie głosy, ale fakt, że w seminarium codziennie uczestniczyłem w Mszy posoborowej i przygotowywałem się, aby ją sprawować, jasno pokazywało, jak niepoważne były to zarzuty. Tak naprawdę jest wręcz odwrotnie! Sprawowanie starej Mszy ogromnie pomaga mi dziś w sprawowaniu nowej. Wiem, że wiele osób nie rozumiało mojego spojrzenia ale szanowało moją duchowość.
Często używanym argumentem przeciwko starej Mszy jest stwierdzenie, że liturgia powinna być jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna. Co by Ksiądz na to odpowiedział?
Pan Bóg nigdy nie mówił, że według Jego „poglądów liturgicznych” liturgia powinna być „jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna”. W Starym Testamencie, który był odległą zapowiedzią przyszłych rzeczy, z ustanowienia Bożego wszystkie szaty i sprzęty przeznaczone do kultu były przebogate. Apokalipsa oddaje nam w niewielkim stopniu, czym będzie piękno niebiańskiej liturgii, a nasza ziemska liturgia stara się zbliżyć do tego ideału. Poprzez swój Kościół, jego przepisy, dokumenty, obrzędy i ceremonie, Chrystus pokazuje, w jaki sposób chce, aby oddawać mu cześć.
Wiadomo, że jeśli nam na kimś zależy, to dajemy mu to co najlepsze, dlatego Panu Bogu należy się wszystko co najcenniejsze. Doskonale to rozumiał św. Franciszek z Asyżu, który odkrył swój charyzmat w skrajnym ubóstwie, co nie przeszkadzało mu pouczać braci, aby ołtarze i naczynia liturgiczne były jak najpiękniejsze i pełne złota. Podobnie św. Jan Vianney, który wszystkich szokował swoim ubóstwem, ale potrafił zaszokować też kosztownością szat i sprzętów dla liturgii. Postawy tych i wielu innych świętych można streścić najkrócej w słowach: „Dla mnie nic, dla Boga wszystko”.
Kościół w swojej mądrości widział, że tak jak człowiek modli się cały, a nie tylko słowem, tak samo wiara jest przekazywana na wszelki możliwy sposób. Stąd piękna muzyka, ceremonie, szaty, naczynia liturgiczne, architektura a także miejsce na ciszę. To wszystko pozwala wejść w atmosferę sacrum, pozwala oderwać się od tego co nas rozprasza i całym sobą oddawać cześć Bogu, ale też całym sobą chłonąć to co nam daje Kościół. Czasem stara się ludziom wmówić, że chcą krótszej Mszy, „ciekawszej”, bez dodatkowych obrzędów, wydłużania śpiewem itd. Okazuje się, że lud Boży „na przekór” pokazuje, że ma zmysł wiary, że ciągnie go do piękna, do świętości, że porywa ich piękno katolickiej liturgii. Niejednokrotnie słyszałem głosy wdzięczności za pobożnie i w skupieniu odprawioną Mszę, za to, że wszystko śpiewam, że sposobem celebracji pomagam się skupić, modlić i odnajdywać Boga. Jest to ogromnie budujące, widzę wtedy, że ludzie naprawdę potrzebują atmosfery świętości w liturgii. Co ciekawe, często mówi się, że to szczególnie młodzież chce Msze jak najkrótsze, „uatrakcyjnione”, „fajne”, a moje doświadczenie jest całkiem odwrotne! To właśnie młodzi ludzie najszybciej odkrywają piękno celebracji, wartość ciszy, adoracji, śpiewu gregoriańskiego. Poza tym liturgia rzymska w swej klasycznej formie charakteryzuje się właśnie… prostotą! Ceremonie są na tyle jasno określone, że nie ma tam miejsca na teatralne czy nad wyraz „żywiołowe” gesty, wszystko jest skromne i stonowane. Wystarczy porównać liturgię rzymską ze wschodnią, widać całkiem inną duchowość. Tak naprawdę klasyczna liturgia, z jej precyzją w określaniu gestów, pomaga sprawować mi Msze św. (w którejkolwiek z form) na sposób prawdziwie skromny.
Kiedy odprawił Ksiądz swoją pierwszą Mszę świętą w zwyczajnej formie rytu rzymskiego? Czy starał się Ksiądz, by ta pierwsza sprawowana przez Księdza Msza miała to widzialne piękno i blask?
Mszę prymicyjną sprawowałem dzień po święceniach – 2 czerwca 2013 r. – w moim kościele parafialnym. Zależało mi na dwóch rzeczach, po pierwsze aby już ta pierwsza Msza była oddawaniem chwały Bogu tak jak on chce (czyli zgodna z rubrykami), a po drugie aby zewnętrznie pokazywała piękno Boga i podniosłość tej chwili, jaką jest pierwsza Ofiara Mszy Świętej. Wtedy też odkryłem, jak wielką wartość ma taka aranżacja ołtarza, jaką pokazywał papież Benedykt XVI – z krzyżem na środku. Stojąc nawet twarzą do ludzi krucyfiks przypominał mi, że ani ja nie jestem najważniejszy, ani zebrani wierni, że tak naprawdę to Chrystus ukrzyżowany jest tym, który powinien przez całą liturgię skupiać mój wzrok. Utwierdziłem się tylko w tym, że ogromna mądrość kryje się w słowach kard. Ratzingera: „W sprawowaniu liturgii decyduje się przyszłość wiary i Kościoła”, bo rzeczywiście skoro Msza św. jest sercem naszej wiary, miejscem skąd najobficiej rozlewają się łaski, to sposób, w jaki ją się sprawuje, w jaki w niej uczestniczymy, jest decydujący dla naszej wiary.
A kiedy odprawił Ksiądz pierwszą Mszę trydencką? Czy musiał się Ksiądz długo przygotowywać do jej odprawienia?
Mszę trydencką odprawiłem w najbliższym możliwym terminie, tj. dzień po moich prymicjach. Przygotowania do pierwszego odprawienia Mszy miałem ułatwione, kilka lat uczestniczyłem w niej, w początkowych latach seminarium służyłem do niej jako ministrant, a później jako subdiakon i diakon, więc byłem coraz bliżej ołtarza i poznawałem przebieg liturgii. Diakoni podczas ostatnich miesięcy przygotowań do święceń kapłańskich ćwiczą „na sucho” sprawowanie Mszy św. Podobnie jak moi koledzy, również ja ćwiczyłem, tylko że na przemian obie formy. Trzeba zdementować legendy, że Msza trydencka jest tak trudna, że jej nauczenie jest zbyt wymagające dla nieobeznanego księdza. Wiadomo, jeśli ktoś nie miał kontaktu z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego to musi poznać przebieg Mszy i reguły rządzące liturgią, ale tak naprawdę nauczenie się sprawowania Mszy trydenckiej nie jest czymś co wymaga nie wiadomo jakich zdolności, ogromnej ilości czasu i doktoratu z filologii klasycznej.
Jakie emocje towarzyszyły Księdzu podczas sprawowania starej Mszy?
Było to dla mnie jakby przedłużenie poprzednich dwóch dni, swoiste triduum. Pierwszego dnia otrzymałem łaskę sakramentu kapłaństwa, drugiego pierwszy raz w życiu dokonałem tego, do czego zostałem wyświęcony, składałem Najświętszą Ofiarę, natomiast trzeciego mogłem sprawować Mszę w tej formie którą tak ukochałem, która tak budowała moją miłość do liturgii i Chrystusa eucharystycznego. Pełno było we mnie radości, że po długiej drodze przygotowania do kapłaństwa mogłem wreszcie sprawować Mszę w klasycznej formie oraz dać się jej kształtować i uświęcać.
Od czerwca ubiegłego roku jest Ksiądz wikariuszem niespełna trzytysięcznej parafii św. Teodora w Wojciechowie koło Lublina. Jak wygląda pobożność na wschodnich terenach Polski? Czy przechowała jeszcze tradycyjne formy modlitwy?
Na szczęście przywiązanie do tradycyjnych form pobożności jest ciągle żywe, ludzie uczestniczą w okresowych nabożeństwach, bardzo mile mnie zaskoczył fakt, że parafia pielęgnuje m.in. zwyczaj śpiewania nieszporów ludowych. Niestety widać też, że tradycyjne przywiązanie do kościoła zaczyna się osłabiać, ograniczać coraz bardziej do niedzielnej Mszy i uczestnictwa, czasem, w niektórych nabożeństwach, natomiast pobożność prywatna, rodzinna i przełożenie na osobiste życie jest coraz słabsze. Coraz bardziej brakuje rodzin prawdziwie katolickich, w których rodzice przekazują wiarę i stanowią przykład dla dzieci. Choć bardzo pozytywnym faktem jest to, że ateizm jest wciąż czymś rzadkim, nie stał się „modą”, są również ludzie, którzy sami chcą się rozwijać religijnie i żyć prawdziwie pobożnie i po katolicku. Co ciekawe spotykam też osoby, które czują przywiązanie do tradycyjnej liturgii, co potwierdza tylko moją opinię, że w większości parafii – nie tylko miejskich ale także wiejskich – są ludzie, którzy przejawiają taką duchowość.
Jak często ma Ksiądz możliwość sprawowania Mszy trydenckiej?
Mszę trydencką sprawuję prywatnie, możliwie jak najczęściej, gdy tylko obowiązki parafialne mi na to pozwalają. Wiadomo, że zdarzają się dni, gdy zajęcia pochłaniają każdą chwilę, wtedy odprawienie Mszy w klasycznej formie jest po prostu fizycznie utrudnione. Lecz jeśli czas wolny mi na to pozwala, staram zachować regularność celebracji. Mogę śmiało powiedzieć, że klasyczna liturgia ogromnie rozwija duchowość liturgiczną i eucharystyczną. Kościół katolicki ma ogromne bogactwo duchowości i warto z tego korzystać. Nie jesteśmy wszyscy identyczni, ale każdy ma inne charyzmaty, inne zdolności, inne łaski otrzymane od Boga i różną duchowość. Ta różnorodność jest wielkim ubogaceniem.
Jaka przyszłość czeka Mszę trydencką? Czy jej status prawny się zmieni? Czy spadnie zainteresowanie nią, czy może – wręcz przeciwnie – wzrośnie?
Podstawą dla statusu prawnego jest zawsze bulla św. Piusa V, wszelkie inne regulacje tylko ją potwierdzają i są przyznaniem sprawiedliwego miejsca klasycznej liturgii. Patrząc na funkcjonowanie i rozwój środowisk tradycyjnych jestem przekonany o wzroście zainteresowania Mszą trydencką. Po pierwsze, od wydania motu proprio wzrost ten jest stały i nieprzerwany, Msza trydencka nie jest – jak niektórzy mówili – chwilową modą lub fascynacją za „nowością”. Po drugie, jest to zainteresowanie zazwyczaj oddolne, wychodzące od świeckich. W większości przypadków to nie księża zachęcają ludzi do tradycyjnej Mszy, ale to wierni sami chcą tej Mszy. Po trzecie, Msza trydencka pociąga ludzi z każdej grupy wiekowej, ale można zaobserwować, że najliczniejszą grupą wiernych są ludzie młodzi i młode rodziny, co pozwala bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że Msza trydencka może (i powinna) być jedną z dróg nowej ewangelizacji i duszpasterstwa młodzieży. Kard. Hoyos, zapytany kiedyś czy klasyczna liturgia mogłaby być sprawowana w przyszłości w wielu parafiach, odpowiedział: „Nie «w wielu». We wszystkich parafiach! Ojciec święty daje dawną liturgię nie tylko dla tych kilku grup, które o nią proszą, ale dla wszystkich, aby każdy z nas znał ten sposób sprawowania Mszy świętej”. Obecnie może to się wydawać odległą, a może i nierealną przyszłością, ale ja wierzę, że (jeśli Pan Bóg pozwoli) Msza trydencka będzie sprawowana najpierw w wielu, a potem we wszystkich parafiach.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
Jest Ksiądz neoprezbiterem archidiecezji lubelskiej. Oczywistym jest zatem fakt, że nie pamięta Ksiądz czasu przed ostatnim soborem. Skąd więc zainteresowanie starą liturgią?
Czasów przedsoborowych rzeczywiście nie pamiętam, ale pamiętanie tych czasów nie jest absolutnie potrzebne, duszpasterstwa związane z tradycyjną liturgią nie mają być grupami rekonstrukcyjnymi, ale wspólnotami, które żyją liturgią. Dlatego uważam, że to nie jest Msza wyłącznie dla tych, co pamiętają czasy przedsoborowe, ale Msza dla wszystkich. Jednak wracając do mojego zainteresowania nadzwyczajną formą, to przyszło ono dość niespodziewanie. Nigdy nie byłem ministrantem, więc nie przejawiałem szczególnych zainteresowań liturgią. Kiedyś jednak przeczytałem w Internecie o Mszy trydenckiej, był to rok 2006, czasy sprzed motu proprio, kiedy o Mszy tradycyjnej nie mówiono zbyt dużo. Chciałem ze zwykłej ciekawości zobaczyć, jak wygląda taka liturgia. Nie przygotowywałem się jakoś szczególnie, zapomniałem też zabrać mszalik. Pierwszym moim wrażeniem było zagubienie i… poczucie, że to nie jest moja ostatnia Msza trydencka. Powoli zacząłem czytać o tradycyjnej liturgii, starałem się poznać jej ceremonie, teologię i coraz bardziej czułem, że to jest moja duchowość. To był czas, kiedy zacząłem szczególnie odnajdywać Chrystusa w liturgii. W początkach obowiązywania papieskiego dokumentu z Mszą trydencką wiązało się bardzo dużo uprzedzeń i muszę powiedzieć, z przymrużeniem oka, że bardzo mi pomogli wszyscy, którzy krytykowali moje zainteresowania. Bo skoro ta Msza była przez tyle setek lat sprawowana, a dzisiaj też można ją swobodnie sprawować, to skąd taka niechęć? Stwierdziłem, że skoro wywołuje tyle emocji, to tym bardziej warto się temu przyjrzeć.
Jakie były na to zainteresowanie reakcje Księdza znajomych kapłanów, przyjaciół, którzy mieli inne zapatrywanie na Kościół i jego liturgię? Czy spotykały Księdza przykrości z tytułu zainteresowania starą liturgią?
Wiadomo, że różni ludzie mają różne poglądy, ale nigdy nie chciałem, aby to mnie z kimkolwiek dzieliło. Nigdy nie ukrywałem swoich zainteresowań tradycyjną liturgią i pragnienia sprawowania Mszy w nadzwyczajnej formie. Jeśli ktoś chciał, byłem zawsze gotów wytłumaczyć swoje poglądy i wejść w dialog. Zazwyczaj standardowo osobom chodzącym na Mszę trydencką stawia się zarzuty o nieuznawanie „nowej” Mszy. Sam też usłyszałem takie głosy, ale fakt, że w seminarium codziennie uczestniczyłem w Mszy posoborowej i przygotowywałem się, aby ją sprawować, jasno pokazywało, jak niepoważne były to zarzuty. Tak naprawdę jest wręcz odwrotnie! Sprawowanie starej Mszy ogromnie pomaga mi dziś w sprawowaniu nowej. Wiem, że wiele osób nie rozumiało mojego spojrzenia ale szanowało moją duchowość.
Często używanym argumentem przeciwko starej Mszy jest stwierdzenie, że liturgia powinna być jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna. Co by Ksiądz na to odpowiedział?
Pan Bóg nigdy nie mówił, że według Jego „poglądów liturgicznych” liturgia powinna być „jak najbardziej prosta, bez ozdób i estetycznego piękna”. W Starym Testamencie, który był odległą zapowiedzią przyszłych rzeczy, z ustanowienia Bożego wszystkie szaty i sprzęty przeznaczone do kultu były przebogate. Apokalipsa oddaje nam w niewielkim stopniu, czym będzie piękno niebiańskiej liturgii, a nasza ziemska liturgia stara się zbliżyć do tego ideału. Poprzez swój Kościół, jego przepisy, dokumenty, obrzędy i ceremonie, Chrystus pokazuje, w jaki sposób chce, aby oddawać mu cześć.
Wiadomo, że jeśli nam na kimś zależy, to dajemy mu to co najlepsze, dlatego Panu Bogu należy się wszystko co najcenniejsze. Doskonale to rozumiał św. Franciszek z Asyżu, który odkrył swój charyzmat w skrajnym ubóstwie, co nie przeszkadzało mu pouczać braci, aby ołtarze i naczynia liturgiczne były jak najpiękniejsze i pełne złota. Podobnie św. Jan Vianney, który wszystkich szokował swoim ubóstwem, ale potrafił zaszokować też kosztownością szat i sprzętów dla liturgii. Postawy tych i wielu innych świętych można streścić najkrócej w słowach: „Dla mnie nic, dla Boga wszystko”.
Kościół w swojej mądrości widział, że tak jak człowiek modli się cały, a nie tylko słowem, tak samo wiara jest przekazywana na wszelki możliwy sposób. Stąd piękna muzyka, ceremonie, szaty, naczynia liturgiczne, architektura a także miejsce na ciszę. To wszystko pozwala wejść w atmosferę sacrum, pozwala oderwać się od tego co nas rozprasza i całym sobą oddawać cześć Bogu, ale też całym sobą chłonąć to co nam daje Kościół. Czasem stara się ludziom wmówić, że chcą krótszej Mszy, „ciekawszej”, bez dodatkowych obrzędów, wydłużania śpiewem itd. Okazuje się, że lud Boży „na przekór” pokazuje, że ma zmysł wiary, że ciągnie go do piękna, do świętości, że porywa ich piękno katolickiej liturgii. Niejednokrotnie słyszałem głosy wdzięczności za pobożnie i w skupieniu odprawioną Mszę, za to, że wszystko śpiewam, że sposobem celebracji pomagam się skupić, modlić i odnajdywać Boga. Jest to ogromnie budujące, widzę wtedy, że ludzie naprawdę potrzebują atmosfery świętości w liturgii. Co ciekawe, często mówi się, że to szczególnie młodzież chce Msze jak najkrótsze, „uatrakcyjnione”, „fajne”, a moje doświadczenie jest całkiem odwrotne! To właśnie młodzi ludzie najszybciej odkrywają piękno celebracji, wartość ciszy, adoracji, śpiewu gregoriańskiego. Poza tym liturgia rzymska w swej klasycznej formie charakteryzuje się właśnie… prostotą! Ceremonie są na tyle jasno określone, że nie ma tam miejsca na teatralne czy nad wyraz „żywiołowe” gesty, wszystko jest skromne i stonowane. Wystarczy porównać liturgię rzymską ze wschodnią, widać całkiem inną duchowość. Tak naprawdę klasyczna liturgia, z jej precyzją w określaniu gestów, pomaga sprawować mi Msze św. (w którejkolwiek z form) na sposób prawdziwie skromny.
Kiedy odprawił Ksiądz swoją pierwszą Mszę świętą w zwyczajnej formie rytu rzymskiego? Czy starał się Ksiądz, by ta pierwsza sprawowana przez Księdza Msza miała to widzialne piękno i blask?
Mszę prymicyjną sprawowałem dzień po święceniach – 2 czerwca 2013 r. – w moim kościele parafialnym. Zależało mi na dwóch rzeczach, po pierwsze aby już ta pierwsza Msza była oddawaniem chwały Bogu tak jak on chce (czyli zgodna z rubrykami), a po drugie aby zewnętrznie pokazywała piękno Boga i podniosłość tej chwili, jaką jest pierwsza Ofiara Mszy Świętej. Wtedy też odkryłem, jak wielką wartość ma taka aranżacja ołtarza, jaką pokazywał papież Benedykt XVI – z krzyżem na środku. Stojąc nawet twarzą do ludzi krucyfiks przypominał mi, że ani ja nie jestem najważniejszy, ani zebrani wierni, że tak naprawdę to Chrystus ukrzyżowany jest tym, który powinien przez całą liturgię skupiać mój wzrok. Utwierdziłem się tylko w tym, że ogromna mądrość kryje się w słowach kard. Ratzingera: „W sprawowaniu liturgii decyduje się przyszłość wiary i Kościoła”, bo rzeczywiście skoro Msza św. jest sercem naszej wiary, miejscem skąd najobficiej rozlewają się łaski, to sposób, w jaki ją się sprawuje, w jaki w niej uczestniczymy, jest decydujący dla naszej wiary.
A kiedy odprawił Ksiądz pierwszą Mszę trydencką? Czy musiał się Ksiądz długo przygotowywać do jej odprawienia?
Mszę trydencką odprawiłem w najbliższym możliwym terminie, tj. dzień po moich prymicjach. Przygotowania do pierwszego odprawienia Mszy miałem ułatwione, kilka lat uczestniczyłem w niej, w początkowych latach seminarium służyłem do niej jako ministrant, a później jako subdiakon i diakon, więc byłem coraz bliżej ołtarza i poznawałem przebieg liturgii. Diakoni podczas ostatnich miesięcy przygotowań do święceń kapłańskich ćwiczą „na sucho” sprawowanie Mszy św. Podobnie jak moi koledzy, również ja ćwiczyłem, tylko że na przemian obie formy. Trzeba zdementować legendy, że Msza trydencka jest tak trudna, że jej nauczenie jest zbyt wymagające dla nieobeznanego księdza. Wiadomo, jeśli ktoś nie miał kontaktu z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego to musi poznać przebieg Mszy i reguły rządzące liturgią, ale tak naprawdę nauczenie się sprawowania Mszy trydenckiej nie jest czymś co wymaga nie wiadomo jakich zdolności, ogromnej ilości czasu i doktoratu z filologii klasycznej.
Jakie emocje towarzyszyły Księdzu podczas sprawowania starej Mszy?
Było to dla mnie jakby przedłużenie poprzednich dwóch dni, swoiste triduum. Pierwszego dnia otrzymałem łaskę sakramentu kapłaństwa, drugiego pierwszy raz w życiu dokonałem tego, do czego zostałem wyświęcony, składałem Najświętszą Ofiarę, natomiast trzeciego mogłem sprawować Mszę w tej formie którą tak ukochałem, która tak budowała moją miłość do liturgii i Chrystusa eucharystycznego. Pełno było we mnie radości, że po długiej drodze przygotowania do kapłaństwa mogłem wreszcie sprawować Mszę w klasycznej formie oraz dać się jej kształtować i uświęcać.
Od czerwca ubiegłego roku jest Ksiądz wikariuszem niespełna trzytysięcznej parafii św. Teodora w Wojciechowie koło Lublina. Jak wygląda pobożność na wschodnich terenach Polski? Czy przechowała jeszcze tradycyjne formy modlitwy?
Na szczęście przywiązanie do tradycyjnych form pobożności jest ciągle żywe, ludzie uczestniczą w okresowych nabożeństwach, bardzo mile mnie zaskoczył fakt, że parafia pielęgnuje m.in. zwyczaj śpiewania nieszporów ludowych. Niestety widać też, że tradycyjne przywiązanie do kościoła zaczyna się osłabiać, ograniczać coraz bardziej do niedzielnej Mszy i uczestnictwa, czasem, w niektórych nabożeństwach, natomiast pobożność prywatna, rodzinna i przełożenie na osobiste życie jest coraz słabsze. Coraz bardziej brakuje rodzin prawdziwie katolickich, w których rodzice przekazują wiarę i stanowią przykład dla dzieci. Choć bardzo pozytywnym faktem jest to, że ateizm jest wciąż czymś rzadkim, nie stał się „modą”, są również ludzie, którzy sami chcą się rozwijać religijnie i żyć prawdziwie pobożnie i po katolicku. Co ciekawe spotykam też osoby, które czują przywiązanie do tradycyjnej liturgii, co potwierdza tylko moją opinię, że w większości parafii – nie tylko miejskich ale także wiejskich – są ludzie, którzy przejawiają taką duchowość.
Jak często ma Ksiądz możliwość sprawowania Mszy trydenckiej?
Mszę trydencką sprawuję prywatnie, możliwie jak najczęściej, gdy tylko obowiązki parafialne mi na to pozwalają. Wiadomo, że zdarzają się dni, gdy zajęcia pochłaniają każdą chwilę, wtedy odprawienie Mszy w klasycznej formie jest po prostu fizycznie utrudnione. Lecz jeśli czas wolny mi na to pozwala, staram zachować regularność celebracji. Mogę śmiało powiedzieć, że klasyczna liturgia ogromnie rozwija duchowość liturgiczną i eucharystyczną. Kościół katolicki ma ogromne bogactwo duchowości i warto z tego korzystać. Nie jesteśmy wszyscy identyczni, ale każdy ma inne charyzmaty, inne zdolności, inne łaski otrzymane od Boga i różną duchowość. Ta różnorodność jest wielkim ubogaceniem.
Jaka przyszłość czeka Mszę trydencką? Czy jej status prawny się zmieni? Czy spadnie zainteresowanie nią, czy może – wręcz przeciwnie – wzrośnie?
Podstawą dla statusu prawnego jest zawsze bulla św. Piusa V, wszelkie inne regulacje tylko ją potwierdzają i są przyznaniem sprawiedliwego miejsca klasycznej liturgii. Patrząc na funkcjonowanie i rozwój środowisk tradycyjnych jestem przekonany o wzroście zainteresowania Mszą trydencką. Po pierwsze, od wydania motu proprio wzrost ten jest stały i nieprzerwany, Msza trydencka nie jest – jak niektórzy mówili – chwilową modą lub fascynacją za „nowością”. Po drugie, jest to zainteresowanie zazwyczaj oddolne, wychodzące od świeckich. W większości przypadków to nie księża zachęcają ludzi do tradycyjnej Mszy, ale to wierni sami chcą tej Mszy. Po trzecie, Msza trydencka pociąga ludzi z każdej grupy wiekowej, ale można zaobserwować, że najliczniejszą grupą wiernych są ludzie młodzi i młode rodziny, co pozwala bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że Msza trydencka może (i powinna) być jedną z dróg nowej ewangelizacji i duszpasterstwa młodzieży. Kard. Hoyos, zapytany kiedyś czy klasyczna liturgia mogłaby być sprawowana w przyszłości w wielu parafiach, odpowiedział: „Nie «w wielu». We wszystkich parafiach! Ojciec święty daje dawną liturgię nie tylko dla tych kilku grup, które o nią proszą, ale dla wszystkich, aby każdy z nas znał ten sposób sprawowania Mszy świętej”. Obecnie może to się wydawać odległą, a może i nierealną przyszłością, ale ja wierzę, że (jeśli Pan Bóg pozwoli) Msza trydencka będzie sprawowana najpierw w wielu, a potem we wszystkich parafiach.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
Msza trydencka oducza aktorstwa!
Aktualizacja: 2014-01-18 10:39 pm
Mszę nauczyłem się sprawować na szóstym roku seminarium. Kiedy moi koledzy zamykali się w swoich pokojach, aby ćwiczyć „nową” Mszę, ja dodatkowo przygotowywałem się do „starej” Mszy – mówi dla portalu PCh24.pl ks. Bartosz Gajerski, wikariusz parafii pw. Św. Mikołaja w Nowotańcu w archidiecezji przemyskiej.
Chcąc odpowiedzieć na to pytanie trzeba by się cofnąć do czasów dzieciństwa, kiedy to moja Babcia zabierała mnie do leżącego blisko naszego domu rodzinnego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej. Piękny, barokowy kościół położony na „Wzgórzu Pobożności”, którego wnętrze zanurzone jest w półmroku, zapach kadzidła, którym przesiąknięte są nawet kamienie, zawsze mnie intrygował i pociągał. Babcia pokazywała mi obrazy i figury, freski na ścianach, a przede wszystkim stare ołtarze opowiadając, że kiedyś Ojcowie Dominikanie sprawowali przy nich Msze święte, ale dzisiaj służą już tylko jako stoliki na kwiatki i obrazki. Jako dziecko niewiele z tego rozumiałem, ale pamiętam piękno wielkiego ołtarza z cudowną Pietą, z wielkimi lampami wieczernikowymi zwieszającymi się ze sklepienia, z ogromnymi – jak dla dziecka – balaskami, przy których Babcia klękała, przyjmując Komunię… Dzisiaj nie ma już ani tych lamp – leżą na strychu bazyliki, ani balasek – rozrzuconych w częściach po różnych pomieszczeniach, ale wspomnienia pozostały.
Wiele lat później Babcia opowiadała mi, już wtedy klerykowi, jak to było „przed Soborem”, kiedy Msza była tyłem do ludzi, po łacinie i szeptem, tak że nikt nie rozumiał i nie wiedział co się dzieje. Zaraz jednak dodawała – nikt nas nie uczył, nikt nam nie mówił o tym, co się dzieje przy ołtarzu, a myśmy chcieli wiedzieć… W końcu kiedy zostałem diakonem postanowiłem dowiedzieć się więcej o starej Mszy. Wiedziałem, że o. Wojciech Gołaski, dominikanin, odprawia „po staremu” w czasie Festiwalu Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni” w Jarosławiu i że jeśli chcę się nauczyć odprawiać taką Mszę, to powinienem z Nim porozmawiać. Po pierwszym koncercie poprosiłem Ojca o pomoc, a w trakcie toczącej się w większym gronie dyskusji pan Sławomir Dronka z Rzeszowa zaproponował mi, żebym najpierw nauczył się posługi diakona we Mszy uroczystej. Zapytałem: ile czasu to zajmie? Pan Sławek odpowiedział, że „pół godziny, no może jeden wieczór, żeby wszystko dobrze opanować”. Zgodziłem się, a nauka, którą prowadził kleryk Bartłomiej Krzych IBP zabrała nam pięć dni po 5-6 godzin ćwiczeń, tłumaczeń i prób… Do tego dochodziły dyskusje z klerykiem Bartkiem i panem Sławkiem o liturgii trydenckiej i prostowanie moich wyobrażeń i przekonań w tym temacie. Pamiętam słowa, jakie m.in. usłyszałem: „jak już raz ksiądz posłuży, to będzie chciał więcej”, i tak się stało.Wreszcie odprawiliśmy solenną Mszę, a ja połknąłem „haczyk”.
Zatem gdy wstępował Ksiądz do seminarium, nie miał jeszcze Ksiądz chęci sprawowania Mszy w tej formie rytu po święceniach kapłańskich. Czy trudno było się nauczyć?
Faktycznie, wstępując do seminarium nie miałem zamiaru sprawować Mszy trydenckiej, bo właściwie niewiele o niej wiedziałem. Pragnienie celebrowania w tej formie kiełkowało powoli i stopniowo. Mszę nauczyłem się sprawować na szóstym roku seminarium. Kiedy moi koledzy zamykali się w swoich pokojach, aby ćwiczyć „nową” Mszę, ja dodatkowo przygotowywałem się do „starej” Mszy. Nikt z kapłanów mi nie pomagał, sam uczyłem się gestów i ruchów, oglądając filmiki instruktażowe i czytając o obrzędach Mszy. Nauka była trudna, ponieważ nie było nikogo, kto pokazałby mi co robię nie tak, gdzie się mylę, gdzie gubię. Stopniowo jednak ryt zaczął mnie sam prowadzić. Wszystko stawało się logiczne i do siebie pasujące, jak jedna wielka układanka.
Z jakim największym stereotypem w kwestii Mszy trydenckiej Ksiądz się spotkał?
Pierwszy i największy stereotyp, z jakim się spotykam, to kult liczb i statystyk. W Polsce króluje nadal przekonanie, że jeśli coś jest dobre, gromadzi wielu, a jeśli ludzi jest mało, to nie warto tego robić i jest to złe. Działa to na zasadzie: „na Oazie/Odnowie/jakiejkolwiek innej grupie mam tyle i tyle osób, a ty na tej trydenckiej Mszy ile masz?”. Bardzo często muszę więc odpowiadać na pytania: „ile osób przychodzi?”, „ilu was jest?”. Staram się wówczas uświadamiać, że to nie liczba wiernych decyduje o tym czy mam odprawić Mszę, czy warto się starać, lecz świadomość, że Msza jest darem najpierw dla mnie, grzesznego człowieka. Moje zaś starania nie są dla ludzi, lecz dla Boga. Pięknie wyraża to modlitwa „In spiritu humilitatis”, gdzie proszę, by ofiara, którą składamy – Jezus Chrystus przez moje ręce – dokonała się tak, by się samemu Bogu podobała. Ofiara ma się podobać Bogu, ludziom nie musi…
Inny stereotyp to przekonanie, że Msza trydencka jest dla „elity”, „starych babć”, „sentymentalnych dziwaków”. Wielu nie może pojąć, że są w Polsce dzieci, które na „nową” Mszę nie chodzą, bo odnajdują się w jej starszej wersji o wiele lepiej. Niektórzy też nie chcą przyjąć do wiadomości, że ta Msza przyciąga młodych ludzi, którzy często chcą czegoś więcej, niż dziecinnych piosenek na gitarce, tamburynków i konferansjerki zza ołtarza.
Oczywiście pozostaje jeszcze zarzut o lefebryzm tajny lub jawny, którym próbuje się czasami sprowokować do głupiej dyskusji, lecz jest to tak bezsensowny zarzut, że nawet nie chcę się z nim rozprawiać…
Pochodzi Ksiądz z archidiecezji przemyskiej, jednej z najbardziej religijnych diecezji w Polsce. Jak wygląda tamtejsze środowisko wiernych tradycji łacińskiej?
Środowisko wiernych? Trudna sprawa… Zaczęliśmy celebracje w Jarosławiu, lecz zostały zawieszone z powodu braku ministrantów (do tej pory korzystaliśmy z pomocy zaprzyjaźnionego Duszpasterstwa z Rzeszowa). Kiedy panowie zechcą się nauczyć służyć, Msze będą wznowione. Msza trydencka była odprawiana także w Przemyślu, ale z pewnych względów została również „skasowana”.
Generalnie w Archidiecezji Przemyskiej są grupy wiernych, którzy pragną uczestniczyć w Mszy trydenckiej, jednak brakuje kapłanów, którzy chcieliby podjąć się tej posługi na stałe. Wydaje się też, że u nas nie ma aż takich wielkich nadużyć, jak w innych rejonach kraju, toteż mało kto zauważa potrzebę powracania do starych form liturgicznych. W tym miejscu przypominają mi się słowa: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20b). Potrzeba więc wiele modlitwy, o którą proszę.
Rozpoczął Ksiądz nieregularne odprawianie publicznych Mszy św. trydenckich w parafii, gdzie jest Ksiądz wikariuszem. Jakie były pierwsze reakcje wśród parafian? Czy mógł Ksiądz liczyć na życzliwość księdza proboszcza w tej sprawie?
Kwestia odprawiania Mszy trydenckiej w parafii, gdzie posługuję, wyszła niespodziewanie. Pan Bóg ma swoje sposoby działania i nawet w niezwykły sposób potrafi spełnić pragnienia człowieka. Najważniejsze jednak, że Ksiądz Proboszcz bardzo otwarcie spojrzał na tę kwestię, nie robiąc żadnych problemów i nie wyszukując trudności. Nie tłumaczył się, że musi spytać biskupa czy dziekana, lecz sam, zgodnie zresztą z prawem kościelnym, pozwolił na odprawianie Mszy trydenckiej, o ile ktoś z wiernych o to poprosi. Najważniejsze jednak, że w bardzo krótkim czasie – niecały tydzień – udało się wyszkolić czterech ministrantów, którzy stopniowo zaczynają pełnić służbę przy ołtarzu, co jest dowodem, że jak się naprawdę chce, to można.
Reakcje w parafii to przede wszystkim zwykła, ludzka ciekawość, zainteresowanie czymś „nowym” i niezwykłym. Na Mszę przychodzi czasami piętnaście osób, czasem pięć, a czasami jesteśmy tylko we trzech: Bóg, ministrant i ja… Pierwsze reakcje wiernych, bynajmniej nie negatywne, to zdumienie długą ciszą. Wielu odkrywa, że wreszcie ma czas, by powiedzieć Bogu o tym co przeżywają, o tym co dla nich ważne, bo nie muszą skupiać się na postawach ciała, gestach, słowach kapłana. Odkrywanie ciszy, w której wszystko w nas krzyczy do Boga, jest niezwykle ważne dla współczesnego człowieka, który sumienie zagłusza na każdy możliwy sposób.
Czy uważa Ksiądz, że Msza w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego powinna bardziej zagościć w rzeczywistości parafii w Polsce?
Pytanie nie powinno brzmieć czy powinna, ona musi zagościć w większej liczbie parafii. Zbyt długo trwało przekonanie, że Msza trydencka jest zakazana, jakby była złem w czystej postaci. Zbyt długo pielęgnuje się praktyczne oderwanie liturgii od przepisów ją regulujących, od tradycji dwóch tysiącleci tak, że wielu kapłanów nie rozumie, skąd wzięły się pewne gesty, modlitwy, szaty, paramenty i czemu one służą. Zbyt często zapomina się, że człowiek potrzebuje ciszy i skupienia, które liturgia w nadzwyczajnej formie zapewnia. Msza trydencka, która skłania mnie do perfekcji w gestach, postawach, do wyrzeczenia się siebie, bo trzeba czynić wszystko zgodnie z rubrykami, uczy pokory. Nie ja bowiem tworzę liturgię, nie ja nią kieruję, lecz Bóg, który poprzez Kościół ustanowił owe święte obrzędy, których strzec i przestrzegać jest moim obowiązkiem. Choć zabrzmi to górnolotnie, to jednak Msza trydencka oducza mnie aktorstwa, udawania przed Bogiem i ludźmi lepszego niż jestem. Msza trydencka jest skarbem najpierw dla kapłana, który ją sprawuje, kiedy więc to zrozumiemy – my kapłani – wówczas na dobre powróci do naszych parafii.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski
Osoby zainteresowane złożeniem intencji mszalnej proszone są o kontakt z ks. Bartoszem Gajerskim: facebook.com/bartosz.gajerski, lub tel. 134664152.
mat
("Serwis Informacyjny BIBUŁA")
Uroczystość Wszystkich Świętych
Aktualizacja: 2013-10-31 7:48 pm
Dodano: 2010-10-31 7:48 pm
Już od wieków 1 listopada w Kościele Katolickim uroczyście, a zarazem radośnie obchodzimy wspomnienie Wszystkich Świętych. Świętych dawnych i współczesnych, znanych, bo już wyniesionych na ołtarze i tych anonimowych, niekiedy zapomnianych, których jest znacznie więcej. W tym dniu Kościół raduje się wszystkimi, którzy już dostąpili zbawienia i oglądają Boga twarzą w twarz. Dzięki temu nasza pamięć o nich wciąż trwa. W odróżnieniu od tej uroczystości, drugi listopada, Dzień Zaduszny jest poświęcony modlitwie za zmarłych. U podstaw Uroczystości Wszystkich Świętych leży wiara Kościoła w powszechne powołanie do świętości jako pełni człowieczeństwa. Jak bowiem przypomina Sobór Watykański II „świętość jest czymś całkowicie „zwyczajnym”, ponieważ polega na miłości do Boga i do ludzi. Wszyscy w Kościele są powołani do świętości, czyli do miłości doskonałej i mogą ją osiągnąć, ponieważ wszyscy posiadają wszczepioną przez Boga zdolność miłowania Go oraz braci, niezależnie od wykonywanego zawodu i stanowiska.”
Uroczystość Wszystkich Świętych zdecydowanie różni się od Dnia Zadusznego poświęconego Wszystkim Wiernym Zmarłym. Razem jednak przypominają prawdę o świętych obcowaniu, czyli wspólnocie Kościoła, obejmującej świętych w niebie, pokutujących w czyśćcu i żyjących jeszcze na ziemi. Wśród tych trzech stanów Kościoła przez modlitwę, pamięć, czy ofiarę, dokonuje się ciągła wymiana dóbr duchowych. I w tej łączności-komunii wyraża się świętych obcowanie.
“Wierzymy we wspólnotę wszystkich wiernych chrześcijan, a mianowicie tych, którzy pielgrzymują na ziemi, zmarłych, którzy jeszcze oczyszczają się, oraz tych, którzy cieszą się już szczęściem nieba, i że wszyscy łączą się w jeden Kościół; wierzymy również, że w tej wspólnocie mamy zwróconą ku sobie miłość miłosiernego Boga i Jego świętych, którzy zawsze są gotowi na słuchanie naszych próśb” (Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 30). Kościół jest właśnie komunią świętych, czyli “komunią w rzeczach świętych ” oraz “komunią między osobami świętymi”. KKK 962
Stąd w tych, którzy osiągnęli zbawienie Kościół widzi orędowników u Boga i przykłady do naśladowania i wzywa ich wstawiennictwa. Szczególnie w ważnych wydarzeniach życia Kościół śpiewa Litanię do Wszystkich Świętych. Jest to jedna z najstarszych litanijnych modlitw Kościoła i jako jedyna znajduje się w księgach liturgicznych.
Kult wszystkich świętych ma źródło w czci męczenników, a jego początki sięgają IV w. kiedy w Antiochii czczono pamięć wielu bezimiennych męczenników, których wspominano w niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. Ta pamięć była w pierwszych gminach chrześcijańskich pieczołowicie przechowywana.
Kiedy w maju 610 r. papież Bonifacy IV otrzymał od cesarza Panteon, starożytną świątynię pogańską, kazał złożyć w niej liczne relikwie, po czym poświęcił na kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Męczenników. Z rocznicą tych wydarzeń związane było rzymskie święto Wszystkich Świętych. Czczono wtedy jedynie Maryję i męczenników. W późniejszych wiekach dołączono kult “wszystkich doskonałych Sprawiedliwych”. Dopiero z czasem obchody przeniesiono z maja na 1 listopada.
W dniu Wszystkich Świętych zwykle po południu, na cmentarzu odprawia się procesję żałobną ze stacjami. Od południa Dnia Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny można jeden raz uzyskać odpust zupełny pod warunkiem:
1. pobożnego nawiedzenia kościoła lub kaplicy,
2. odmówienia “Ojcze nasz”, “Wierzę w Boga” i dowolnej modlitwy w intencji Ojca św.,
3. przystąpienia do Spowiedzi i Komunii św.
"Serwis Informacyjny BIBUŁA"
Dzień Zaduszny!
Dies irae, dies illa, Solvet saeclum in favilla: Teste David cum Sibylla. | Dzień to gniewu, dzień co zburzy I w popiołach świat zanurzy, Jak z Sybillą Dawid wróży. |
Quantus tremor est futurus, Quando judex est venturus, Cuncta stricte discussurus! | O, jak wielka będzie trwoga, Gdy przed ścisłym sądem Boga Stanie grzesznych rzesza mnoga. |
Tuba, mirum spargens sonum Per sepulchra regionum, Coget omnes ante thronum. | Odgłos trąby archanioła Grzmiąc wśród grobów dookoła Wszystkich przed tron Boży zwoła. |
Mors stupebit, et natura, Cum resurget creatura, Judicanti responsura. | Śmierć z przyrodą oniemiała, Ujrzy cud, gdy ludzkość cała Na sąd pójdzie zmartwychwstała. |
Liber scriptus proferetur, In quo totum continetur, Unde mundus judicetur. | Księgę ludzkich spraw otworzą: Z niej to przed stolicą Bożą Przeciw światu śledztwo wdrożą. |
Judex ergo cum sedebit, Quidquid latet, apparebit: Nil inultum remanebit. | Sędzia tedy, gdy się zjawi Co się kryło, jawnym sprawi, Nic bez pomsty nie zostawi. |
Quid sum miser tunc dicturus? Quem patronum rogaturus, Cum vix justus sit securus? | Cóż ja powiem, człek ubogi: W czyje mi się schronić progi, Gdy i święci nie bez trwogi? |
Rex tremendae majestatis, Qui salvandos salvas gratis, Salva me, fons pietatis. | Królu straszny w swej wielkości, Co świat zbawiasz mimo złości, Zbaw mnie, Zdroju łaskawości! |
Recordare, Jesu pie, Quod sum causa tuae viae: Ne me perdas illa die. | Pomnij, Jezu mój łaskawy, Żem przyczyną męki krwawej: Nie gub mnie w on dzień rozprawy. |
Quaeens me, sedisti lassus: Redemisti Crucem passus: Tantus labor non sit cassus. | Ty szukałeś mnie znużony, Jam krzyż twój odkupiony: Niech nie będzie trud stracony. |
Juste judex ultionis, Donum fac remissionis Ante diem rationis. | Słusznie pomsty sędzio, Panie, Racz darować zlitowanie, Nim rozprawy dzień nastanie. |
Ingemisco, tamquam reus: Culpa rubet vultus meus: Supplicanti parce, Deus. | Zbrodniarz, kajam się za winy Twarz mi palą grzeszne czyny; Boże, przyjm me przeprosiny. |
Qui Mariam absolvisti, Et latronem exaudisti, Mihi quoque spem dedisti. | Tyś odpuścił Magdalenie, Dał łotrowi przebaczenie; Ufam też i ja w zbawienie. |
Preces meaenon sunt dignae: Sed tu bonus fac benigne, Ne perenni cremer igne. | Choć nie umiem prosić godnie, Wszakże osądź mnie łagodnie: Nie karz piekłem za me zbrodnie. |
Inter oves locum praesta, Et ab hoedis me sequestra, Statuens in parte dextra. | Daj mi miejsce w owiec gronie I od kozłów miej w obronie, Stawiając mnie po prawej stronie. |
Confutatis maledictis, Flammis acribus addictis: Voca me cum benedictis. | Gdy już pójdą potępieni W wiekuisty żar płomieni Wezwij mnie, gdzie są zbawieni. |
Oro supplex et acclinis, Cor contritum quasi cinis: Gere curam mei finis. | Błagam z czołem pochylonym, Sercem też na proch skruszonym: Czuwaj, Panie, nad mym skonem. |
Lacrimosa dies illa, Qua resurget ex favilla. Judicandus homo reus: | Dzień ów łzami zlan gorzkimi, W którym na sąd z prochu ziemi Grzeszny człowiek wstanie żywy. |
Huic ergo parce, Deus. Pie Jesu Domine, Dona eis requiem. Amen. | Bądź mu, Boże miłościwy, Dobry Panie, Jezu, daj Duszom zmarłych wieczny raj. Amen. |
Tempus Septuagesimae - Przedpoście
Data publikacji: 2014-02-17 10:00
Data aktualizacji: 2014-02-17 13:15:00
Jacobello Alberegno [Public domain], via Wikimedia Commons
W
kalendarzu liturgicznym obowiązującym dla nadzwyczajnej formy rytu
rzymskiego w dzisiejszą niedzielę rozpoczął się okres tzw. Przedpościa,
czyli czasu Siedemdziesiątnicy (Tempus Septuagesimæ).
Pierwsze wzmianki o tym okresie roku liturgicznego znajdujemy w sakramentarzu papieża św. Gelazego (492-496). Przyjmuje się jednak, że formalnie zatwierdził go i rozszerzył na cały Kościół papież św. Grzegorz Wielki (590-604), który określając ilość dni Wielkiego Postu na 40, ustalił równocześnie czas przygotowania do jego przeżywania począwszy od 70 dni przed Wielkanocą.
Przedpoście rozpoczyna się Niedzielą Siedemdziesiątnicy – łac. Dominica Septuagesima. Niekiedy niedzielę tę nazywa się Dominica Circumdederunt, od pierwszych słów Introitu z Mszy św. W polskiej tradycji spotykamy się zaś z nazwą – Niedziela Starozapustna. Niedziela ta przypada na 70 dni (10 tygodni) przed Niedzielą Wielkanocną. Kolejne dwie niedziele Przedpościa noszą nazwy: Niedziela Sześćdziesiątnicy - łac. Dominica Sexagesima, od Introitu: Dominica Exurget, Mięsopustna; Niedziela Pięćdziesiątnicy - łac. Dominica Quinquagesima, od Introitu: Dominica Esto mihi, Zapustna. Te dwie kolejne niedziele przypadają odpowiednio ok. 60 i 50 dni przed Niedzielą Wielkanocną. Okres Wielkiego Postu, rozpoczynający się od Środy Popielcowej, nosi więc odpowiednio nazwę – Tempus Quadragesimae (Czterdziestnica). Ponieważ Wielkanoc może wypadać najwcześniej 22 marca, a najpóźniej 25 kwietnia, dlatego też termin dla Niedzieli Siedemdziesiątnicy może przypaść między 18 stycznia, a 21 lutego.
O ile symbolika Wielkiego Postu, trwającego 40 dni odwołuje się do takiegoż okresu przebywania Pana Jezusa na pustyni, to symbolika Siedemdziesiątnicy wywodzona bywała od 70-letniej niewoli babilońskiej.
Pochodzenie Przedpościa nie jest dokładnie znane. Przyjmuje się, że w Kościele rzymskim rozpowszechniło się ono pod wpływem Kościołów wschodnich oraz miało w pewnym sensie źródła praktyczne. Wynikało bowiem z potrzeby dokładnego obliczania czterdziestu dni Wielkiego Postu w związku z wyłączeniem niektórych dni tygodnia od obowiązku poszczenia. Skutkiem tego było przesunięcie postu naprzód. I tak w okresie Wielkiego Postu wolne od postu były wszystkie niedziele, wypadło więc z niego 6 niedziel, co spowodowało przesunięcie początku postu o tydzień. Następnie, wobec zwyczaju we wschodnim Kościele, w którym nie poszczono w soboty, wydzielono z Wielkiego Postu 6 kolejnych dni, odpowiadających sobotom.
Wreszcie, wobec zwyczaju przerywania postu katechumenów w czwartki, przesunięto początek postu o kolejny tydzień. Formalnie obowiązujący w tym okresie post zniósł w 1284 roku papież Innocenty IV. Tradycja zaleca jednak wiernym w tym czasie szczególniejsze niż zwykle oddawanie się modlitwie i praktykom pokutnym, aby godniej przygotować się do Wielkanocy i zaprawić do surowszego postu, rozpoczynającego się w Środę Popielcową.
Niedziele składające się na okres Przedpościa wiązały się z rzymską tradycją procesji odbywanych kolejno do kościołów św. Wawrzyńca za murami, św. Pawła za murami i św. Piotra, w czasach, gdy mieszkańców miasta niepokoiły ataki Longobardów. Dzisiaj świątynie te są kościołami stacyjnymi w kolejno przypadające niedziele tego okresu. Okres Przedpościa, podobnie jak czas Wielkiego Postu, charakteryzuje użyciem w liturgii szat w kolorze fioletowym. Również w tym czasie nie śpiewa się ani Gloria, ani Alleluja. Głównym motywem w liturgii Przedpościa jest pokój, z którym łączą się pewne elementy pokutne akcentowane wyraźniej w Wielkim Poście.
Teksty liturgiczne pojawiające się w tym okresie ukazują: grzech pierworodny i jego zgubne dla rodzaju ludzkiego następstwa oraz przypowieść o robotnikach w winnicy (Niedziela Siedemdziesiątnicy); karę za grzechy ludzkości, czyli potop za czasów Noego oraz przypowieść o siewcy (Niedziele Sześćdziesiątnicy); historię Abrahama, który jest gotów poświęcić swego jedynego syna Izaaka, co jest zapowiedzią doskonałej ofiary Syna Bożego oraz historię uzdrowienia ślepca z Jerycha uzdrowionego przez Jezusa (Niedziela Pięćdziesiątnicy). W wyniku reformy kalendarza liturgicznego, który obecnie obowiązuje dla formy zwyczajnej rytu rzymskiego usunięto okres Przedpościa, motywując to większym uwypukleniem Wielkiego Postu oraz względami praktycznymi, czyli uproszczeniem kalendarza liturgicznego.
Artykuł ukazał się na stronie Nowego Ruchu Liturgicznego.
mat
Pierwsze wzmianki o tym okresie roku liturgicznego znajdujemy w sakramentarzu papieża św. Gelazego (492-496). Przyjmuje się jednak, że formalnie zatwierdził go i rozszerzył na cały Kościół papież św. Grzegorz Wielki (590-604), który określając ilość dni Wielkiego Postu na 40, ustalił równocześnie czas przygotowania do jego przeżywania począwszy od 70 dni przed Wielkanocą.
Przedpoście rozpoczyna się Niedzielą Siedemdziesiątnicy – łac. Dominica Septuagesima. Niekiedy niedzielę tę nazywa się Dominica Circumdederunt, od pierwszych słów Introitu z Mszy św. W polskiej tradycji spotykamy się zaś z nazwą – Niedziela Starozapustna. Niedziela ta przypada na 70 dni (10 tygodni) przed Niedzielą Wielkanocną. Kolejne dwie niedziele Przedpościa noszą nazwy: Niedziela Sześćdziesiątnicy - łac. Dominica Sexagesima, od Introitu: Dominica Exurget, Mięsopustna; Niedziela Pięćdziesiątnicy - łac. Dominica Quinquagesima, od Introitu: Dominica Esto mihi, Zapustna. Te dwie kolejne niedziele przypadają odpowiednio ok. 60 i 50 dni przed Niedzielą Wielkanocną. Okres Wielkiego Postu, rozpoczynający się od Środy Popielcowej, nosi więc odpowiednio nazwę – Tempus Quadragesimae (Czterdziestnica). Ponieważ Wielkanoc może wypadać najwcześniej 22 marca, a najpóźniej 25 kwietnia, dlatego też termin dla Niedzieli Siedemdziesiątnicy może przypaść między 18 stycznia, a 21 lutego.
O ile symbolika Wielkiego Postu, trwającego 40 dni odwołuje się do takiegoż okresu przebywania Pana Jezusa na pustyni, to symbolika Siedemdziesiątnicy wywodzona bywała od 70-letniej niewoli babilońskiej.
Pochodzenie Przedpościa nie jest dokładnie znane. Przyjmuje się, że w Kościele rzymskim rozpowszechniło się ono pod wpływem Kościołów wschodnich oraz miało w pewnym sensie źródła praktyczne. Wynikało bowiem z potrzeby dokładnego obliczania czterdziestu dni Wielkiego Postu w związku z wyłączeniem niektórych dni tygodnia od obowiązku poszczenia. Skutkiem tego było przesunięcie postu naprzód. I tak w okresie Wielkiego Postu wolne od postu były wszystkie niedziele, wypadło więc z niego 6 niedziel, co spowodowało przesunięcie początku postu o tydzień. Następnie, wobec zwyczaju we wschodnim Kościele, w którym nie poszczono w soboty, wydzielono z Wielkiego Postu 6 kolejnych dni, odpowiadających sobotom.
Wreszcie, wobec zwyczaju przerywania postu katechumenów w czwartki, przesunięto początek postu o kolejny tydzień. Formalnie obowiązujący w tym okresie post zniósł w 1284 roku papież Innocenty IV. Tradycja zaleca jednak wiernym w tym czasie szczególniejsze niż zwykle oddawanie się modlitwie i praktykom pokutnym, aby godniej przygotować się do Wielkanocy i zaprawić do surowszego postu, rozpoczynającego się w Środę Popielcową.
Niedziele składające się na okres Przedpościa wiązały się z rzymską tradycją procesji odbywanych kolejno do kościołów św. Wawrzyńca za murami, św. Pawła za murami i św. Piotra, w czasach, gdy mieszkańców miasta niepokoiły ataki Longobardów. Dzisiaj świątynie te są kościołami stacyjnymi w kolejno przypadające niedziele tego okresu. Okres Przedpościa, podobnie jak czas Wielkiego Postu, charakteryzuje użyciem w liturgii szat w kolorze fioletowym. Również w tym czasie nie śpiewa się ani Gloria, ani Alleluja. Głównym motywem w liturgii Przedpościa jest pokój, z którym łączą się pewne elementy pokutne akcentowane wyraźniej w Wielkim Poście.
Teksty liturgiczne pojawiające się w tym okresie ukazują: grzech pierworodny i jego zgubne dla rodzaju ludzkiego następstwa oraz przypowieść o robotnikach w winnicy (Niedziela Siedemdziesiątnicy); karę za grzechy ludzkości, czyli potop za czasów Noego oraz przypowieść o siewcy (Niedziele Sześćdziesiątnicy); historię Abrahama, który jest gotów poświęcić swego jedynego syna Izaaka, co jest zapowiedzią doskonałej ofiary Syna Bożego oraz historię uzdrowienia ślepca z Jerycha uzdrowionego przez Jezusa (Niedziela Pięćdziesiątnicy). W wyniku reformy kalendarza liturgicznego, który obecnie obowiązuje dla formy zwyczajnej rytu rzymskiego usunięto okres Przedpościa, motywując to większym uwypukleniem Wielkiego Postu oraz względami praktycznymi, czyli uproszczeniem kalendarza liturgicznego.
Artykuł ukazał się na stronie Nowego Ruchu Liturgicznego.
mat
Niedziela Palmowa w nadzwyczajnej formie
Data publikacji: 2013-03-23 18:00
Data aktualizacji: 2013-03-23 18:18:00
fot. Joachim Specht
"W kalendarzu liturgicznym nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, czyli kalendarzu, który powszechnie obowiązywał w kościele w roku 1962 (Missale Romanum 1962), okres Wielkiego Postu posiada bardziej złożoną strukturę. Cechą charakterystyczną tej struktury jest swoisty wzrost dramatu, który przybliża nas do bezpośredniego uczestnictwa w tajemnicy Męki i Zmartwychwstania Chrystusa". Z ks. dr. Wojciechem Grygielem FSSP o liturgii Niedzieli Palmowej rozmawia Kajetan Rajski.
Niedziela Palmowa nosi w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego nazwę „II Niedzieli Męki Pańskiej”. Jest to pewna różnica wobec zwyczajnej formy. Czym są Niedziele Męki Pańskiej?
W kalendarzu liturgicznym nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, czyli kalendarzu, który powszechnie obowiązywał w kościele w roku 1962 (Missale Romanum 1962), okres Wielkiego Postu posiada bardziej złożoną strukturę. Cechą charakterystyczną tej struktury jest swoisty wzrost dramatu, który przybliża nas do bezpośredniego uczestnictwa w tajemnicy Męki i Zmartwychwstania Chrystusa.
Taką perspektywę prezentują również czytania mszalne, a szczególnie perykopy ewangeliczne, które obrazują powolne ,,zbliżanie się’’ nieprzyjaciela do Chrystusa, aż do ostatecznego pojmania, osądzenia i ukrzyżowania. Okres w Wielkim Poście, zwany okresem Męki Pańskiej, obejmuje dwie ostatnie niedziele Wielkiego Postu: piątą i szóstą, czyli Niedzielę Palmową. Warto zauważyć, iż do dzisiaj w naszych kościołach pozostał ślad tego okresu: na tydzień przed Niedzielą Palmową zasłaniamy krzyże fioletowym płótnem. Tak właśnie w dawnym kalendarzu liturgicznym zaznaczano okres Męki Pańskiej. Symbol ten nie jest więc przypadkowy, ale posiada głębokie uzasadnienie liturgiczne.
Okres Męki Pańskiej zaczyna się wówczas, gdy nieprzyjaciel staje w bezpośredniej bliskości Chrystusa. Do tej pory Chrystus był nietykalny, ponieważ, jak to często oznajmia, ,,nie nadeszła jeszcze moja godzina’’. W Ewangelii z I Niedzieli Męki Pańskiej na świadectwo Chrystusa: ,,Zanim Abraham stał się, ja jestem’’, Żydzi rzucają kamieniami (J 46-59). Konfrontacja weszła więc w ostatnią fazę i nie ma od niej odwrotu. Chrystus musi umrzeć, dlatego, że jest Bogiem. Naturalną konsekwencją jest Wielki Tydzień.
Okres Męki Pańskiej jest intensyfikacją przeżywania, ale też i intensyfikacją Postu. Zasłonięte są krzyże, z części stałych Mszy świętej znikają również pewne teksty, takie, jak na przykład ,,Chwała Ojcu i Synowi…”. Okres liturgiczny podpowiada więc, iż mający się ponownie rozegrać dramat – ale i zwycięstwo – jest już bardzo blisko.
Jaka jest historia Niedzieli Palmowej? Czy zawsze była tak uroczyście obchodzona?
Uroczystość Niedzieli Palmowej posiada swoje bezpośrednie źródło ewangeliczne, gdyż uroczysty wjazd Chrystusa do Jerozolimy opisują wszyscy czterej ewangeliści: (Mt 21,1-11; Mk 11,1-11; Łk 19,29-40; J 12,12-19). Będąc w okolicy Betfage, Chrystus polecił swoim dwóm uczniom, by poszli do pobliskiej wsi i przyprowadzili znajdującego się tam osła (w Ewangelii św. Mateusza mowa jest o oślicy i osiołku). Na pytania, czemu to robią, Jezus kazał im odpowiedzieć: Pan go potrzebuje. Gdy to zrobili, Chrystus dosiadł osiołka i na nim wjechał do Jerozolimy. Lud wyszedł mu na spotkanie, słał pod nogi płaszcze i gałązki i wykrzykiwał: Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie.
Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach! Wydarzenie to miało być spełnieniem słów ze Starego Testamentu: Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy (Za 9,9).
Jako obchód liturgiczny Niedziela Palmowa wywodzi się z Jerozolimy, dokładnie z tego samego miejsca powyżej opisanych wydarzeń. Pierwsze wzmianki o ceremoniach pochodzą z IV wieku z dzienniczka pątniczki Egerii, kiedy to na tym miejscu czytano stosowną Ewangelię, a później jeden z biskupów jechał na osiołku ze szczytu Góry Oliwnej do Kościoła Zmartwychwstania Pańskiego, otoczony tłumem ludu, który niósł palmy, śpiewając hymny i antyfony. Święto to najpierw rozprzestrzeniło się wśród kościołów wschodnich, a Kościół rzymski przejął ten zwyczaj w IX wieku, dodając do niego obrzęd poświęcenia palm.
Poświęcenie palm ma miejsce – jak zawsze zresztą w starej formie rytu – przed rozpoczęciem Mszy św. Kapłan jest ubrany wówczas w szaty czerwone. W głównej modlitwie kapłan przedstawia Bogu dwa cele obchodzenia uroczystości wjazdu Jezusa do Jerozolimy: „zwycięstwo nad wrogiem i rozmiłowanie się w uczynkach miłosierdzia”. Co oprócz tego wyraża Niedziela Palmowa?
Niedziela Palmowa mówi o zwycięstwie, ale dodatkowo w jej kontekście sprecyzowane jest, jakie to ma być zwycięstwo. Chrystus nie wjechał do Jerozolimy na ognistym rumaku, symbolu oręża i wojny, ale na osiołku, który od najdawniejszych czasów był symbolem pokoju i pokory. Niedziela Palmowa ma nam więc zasygnalizować, iż podążanie ścieżkami Chrystusa w naszym życiu jest radykalnie odmienne od scenariuszy, uznawanych powszechnie przez doczesny świat. Tak jak Chrystus w ten sposób nie spełnił oczekiwań Żydów, którzy spodziewali się wjazdu potężnego władcy, tak też i my naśladując Go nie będziemy spełniać oczekiwań tego świata. Dlatego spotka nas niewątpliwie ból i cierpienie, natomiast prawdziwe zwycięstwo czeka nas w niebieskim Jeruzalem.
Po poświęceniu następuje rozdanie palm, czytanie Ewangelii, a także procesja, w czasie której śpiewany jest przepiękny „Hymn ku czci Chrystusa Króla”: „Gloria, laus et honor tibi sit, Rex Christe, Redemptor…” („Hołd Tobie, sława i cześć, O Chryste Królu i Zbawco…”).
Jest to hymn pochwalny i hymn uwielbienia Chrystusa jako Króla, który doskonale wpisuje się w charakter ceremonii poświęcenia palm jako symbolu zwycięstwa i królewskiego orszaku. Hymn ten został skomponowany w Orleanie przez św. Teodulfa w roku 810. W bardzo ciekawy sposób zestawia sytuację ówczesnego ludu, witającego Chrystusa w Jerozolimie, z chrześcijanami współczesności. W jednej ze zwrotek czytamy: Lud Izraelski wyszedł naprzeciw Ciebie z palmami, my zaś stoimy przed Tobą z darami, modlitwami, ślubami i hymnami. Przyniesienie palm do kościoła nie ma być pustym, jedynie rytualnie spełnianym gestem. Ofiarując palmy, musimy także pamiętać o ofiarowaniu dobrych uczynków oraz czystych serc, wtedy korzyść duchowa z przeżywania tego święta będzie pełna i miła Panu.
Pomiędzy poświęceniem palm i Mszą św. kapłan zmienia szaty z czerwonych na fioletowe. Dlaczego?
Zmiana szat z czerwonych na fioletowe symbolizuje przejście od radosnej liturgii, chwalącej Chrystusa jako Króla – stąd też królewska czerwień w trakcie poświęcenia i procesji. Następująca po niej liturgia Mszy św. przechodzi już bezpośrednio w klimat okresu Męki Pańskiej.
Wyrazem tego jest proklamowana podczas liturgii Męka Pańska według Św. Mateusza.
W kalendarzu liturgicznym nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego w okresie Wielkiego Tygodnia odczytywane są wszystkie cztery zapisy Męki Pańskiej kolejno według biblijnego uporządkowania ewangelii: Mateusz, Marek, Łukasz, Jan. W Niedzielę Palmową czyta się Mękę wg. Św. Mateusza, w Wielki Wtorek wg. Św. Marka, w Wielką Środę wg. Św. Łukasza, a w Wielki Piątek w trakcie Liturgii Męki Pańskiej odczytywana jest Męka wg. Św. Jana. I jest to chyba nieprzypadkowe, ponieważ św. Jan, jako umiłowany uczeń Chrystusa, stał do końca pod krzyżem i w ten sposób mógł przekazać najbardziej osobiste i najgłębsze świadectwo z przeżywania Męki Chrystusa.
Bóg zapłać za rozmowę!
Read more: http://www.pch24.pl/niedziela-palmowa-w-nadzwyczajnej-formie,13526,i.html#ixzz2R27TowYy
W Wielki Czwartek rozpoczyna się Triduum Paschalne
Data publikacji: 2013-03-27 15:00
Data aktualizacji: 2013-03-28 08:38:00
fot. osmar01 / sxc.hu
Od Wielkiego Czwartku, który w tym roku przypada 28 marca, Kościół rozpoczyna uroczyste obchody Triduum Paschalnego, w czasie którego będzie wspominać mękę, śmierć i zmartwychwstanie Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Wielki Czwartek jest szczególnym świętem kapłanów. Rankiem, jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego, ma miejsce szczególna Msza św. We wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami odprawia Mszę św. Krzyżma. Podczas niej biskup święci oleje (chorych i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiają przyrzeczenia kapłańskie.
Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Po liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste. Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego.
W liturgii podczas śpiewu hymnu "Chwała na wysokości Bogu", którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans (przeważnie jest to przełożony wspólnoty - biskup, proboszcz, przeor), umywa i całuje stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, jest nie po to, żeby mu służono, lecz aby służyć. Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu.
Wielki Piątek
Wielki Piątek to dzień Krzyża. Po południu odprawiana jest niepowtarzalna wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana. Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie wstawienniczej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa: aby wszyscy byli zbawieni. Szczególnie przejmujące są modlitwy o jedność chrześcijan, prośba za niewierzących i za Żydów.
Centralnym wydarzeniem liturgii wielkopiątkowej jest adoracja Krzyża. Zasłonięty fioletowym suknem Krzyż wnosi się przed ołtarz. Celebrans stopniowo odsłania ramiona Krzyża i śpiewa trzykrotnie: "Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata", na co wierni odpowiadają: "Pójdźmy z pokłonem". Po liturgii Krzyż zostaje w widocznym i dostępnym miejscu, tak by każdy wierny mógł go adorować. Jest on aż do Wigilii Paschalnej najważniejszym punktem w kościele. Przyklęka się przed nim, tak, jak normalnie przyklęka się przed Najświętszym Sakramentem. Po adoracji Krzyża z ciemnicy przynosi się Najświętszy Sakrament i wiernym udziela się Komunii.
Ostatnią częścią liturgii Wielkiego Piątku jest procesja do Grobu Pańskiego. Na ołtarzu umieszczonym przy Grobie lub na specjalnym tronie wystawia się Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym przejrzystym welonem - symbolem całunu, w który owinięto ciało zmarłego Chrystusa. Cały wystrój tej kaplicy ma kierować uwagę na Ciało Pańskie. W wielu kościołach przez całą noc trwa adoracja. W Wielki Piątek odprawiane są także nabożeństwa Drogi Krzyżowej. W wielu kościołach rozpoczyna się ono o godzinie 15.00, gdyż właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu.
Wielka Sobota
Wielka Sobota jest dniem ciszy i oczekiwania. Dla uczniów Jezusa był to dzień największej próby. Według Tradycji apostołowie rozpierzchli się po śmierci Jezusa, a jedyną osobą, która wytrwała w wierze, była Bogurodzica. Dlatego też każda sobota jest w Kościele dniem maryjnym.
Po śmierci krzyżowej i złożeniu do grobu wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani. Wiele starożytnych tekstów opisuje Chrystusa, który "budzi" ze snu śmierci do nowego życia Adama i Ewę, którzy wraz z całym rodzajem ludzkim przebywali w Szeolu.
Tradycją Wielkiej Soboty jest poświęcenie pokarmów wielkanocnych: chleba - na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni; mięsa - na pamiątkę baranka paschalnego, którego spożywał Jezus podczas uczty paschalnej z uczniami w Wieczerniku oraz jajek, które symbolizują nowe życie. W zwyczaju jest też masowe odwiedzanie różnych kościołów i porównywanie wystroju Grobów. Wielki Piątek i Wielka Sobota to jedyny czas w ciągu roku, kiedy Kościół nie sprawuje Mszy św.
Wielkanoc - Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
Wielkanoc zaczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją liturgia światła. Na zewnątrz kościoła kapłan święci ogień, od którego następnie zapala się Paschał - wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Na paschale kapłan żłobi znak krzyża, wypowiadając słowa: "Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen". Umieszcza się tam również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa oraz aktualną datę. Następnie Paschał ten wnosi się do okrytej mrokiem świątyni, a wierni zapalają od niego swoje świece, przekazując sobie wzajemnie światło. Niezwykle wymowny jest widok rozszerzającej się jasności, która w końcu wypełnia cały kościół. Zwieńczeniem obrzędu światła jest uroczysta pieśń (Pochwała Paschału) - Exultet, która zaczyna się od słów: "Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!".
Dalsza część liturgii paschalnej to czytania przeplatane psalmami. Przypominają one całą historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Tej nocy powraca po blisko pięćdziesięciu dniach uroczysty śpiew "Alleluja". Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. Czasami, na wzór pierwotnych wspólnot chrześcijańskich, w noc paschalną chrzci się katechumenów, udzielając im zarazem bierzmowania i pierwszej Komunii św. Wszyscy wierni odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne wyrzekając się grzechu, Szatana i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyznając wiarę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Wigilia Paschalna kończy się Eucharystią i procesją rezurekcyjną. Procesja ta pierwotnie obchodziła cmentarz, który zwykle znajdował się w pobliżu kościoła, by oznajmić leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. Ze względów praktycznych w wielu miejscach w Polsce procesja rezurekcyjna nie odbywa się w Noc Zmartwychwstania, ale przenoszona jest na niedzielny poranek.
Oktawa Wielkiej Nocy
Ponieważ cud Zmartwychwstania jakby nie mieści się w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy - przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał. Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela, nazywana obecnie także Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W ten dzień w Rzymie ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej neofici, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy św. Jan Paweł II ustanowił ten dzień świętem Miłosierdzia Bożego, którego wielką orędowniczką była św. Faustyna Kowalska.
Wielkanoc jest pierwszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Apostołowie świętowali tylko Wielkanoc i każdą niedzielę, która jest właśnie pamiątką Nocy Paschalnej. Dopiero z upływem wieków zaczęły pojawiać się inne święta i okresy przygotowania aż ukształtował się obecny rok liturgiczny, który jednak przechodzi różne zmiany.
Obchody Triduum Paschalnego, choć trwają od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej, wbrew pozorom nie trwają cztery, lecz trzy dni. Jest to związane z żydowską rachubą czasu. Każde święto rozpoczyna się już poprzedniego dnia wieczorem po zachodzie słońca.
Tak więc pierwszy dzień świętego Triduum (Trzech Dni) Paschalnego rozpoczyna się od Mszy Wieczerzy Pańskiej w czwartek a kończy Liturgią Męki Pańskiej w piątek jeszcze przed wieczorem. Jest to zgodne z Ewangelią, która mówi, że Ciało Jezusa spoczęło w Grobie jeszcze przed nastaniem szabatu.
Drugi dzień to czas liturgicznej ciszy i smutku. Kościół nie sprawuje Mszy św., a Komunię św. mogą, w formie wiatyku, przyjmować jedynie umierający. Właściwie nie sprawuje się żadnych sakramentów, choć m.in. polskie doświadczenie uczy, że to czas wzmożonej posługi kapłanów sprawujących sakrament pojednania. Wieczorem kończy się "dzień żałoby".
Rozpoczyna się trzeci dzień, w którym Chrystus zmartwychwstał. Nastaje święta Noc Zmartwychwstania, podczas której powstaje z martwych Chrystus Pan - Słońce, które nie zna zachodu. Noc Paschalna oraz cała Niedziela Wielkanocna to największe święto chrześcijańskie, pierwszy dzień tygodnia, uroczyście obchodzony w każdą niedzielę przez cały rok.
KAI
mat
Read more: http://www.pch24.pl/w-wielki-czwartek-rozpoczyna-sie-triduum-paschalne,13585,i.html#ixzz2R1yeidFu
Tradycyjny Wielki Czwartek
Data publikacji: 2013-03-28 07:00
Data aktualizacji: 2013-03-28 15:01:00
Guido Cornini, Beato Angelico, Ostatnia Wieczerza
"Każda Msza św. urzeczywistnia Ofiarę Jezusa na Krzyżu. Czyni ją obecną dla nas, obecnych na każdej Ofierze Mszy św. Tym samym, wydarzenie ustanowienia sakramentów Eucharystii i kapłaństwa nie ma być dla nas odległe. Te sakramenty nie przestały istnieć. One istnieją po dziś dzień. Są tak samo rzeczywiste dziś, jak w przeddzień męki". Z ks. Markiem Grabowskim FSSP o liturgii Wielkiego Czwartku rozmawia Kajetan Rajski.
Pierwszą Mszą św., która była odprawiana przed reformami posoborowymi w Wielki Czwartek, był Msza Krzyżma Świętego, gromadząca kapłanów wokół ordynariusza. Obrzędy poświęcenia świętych olejów różniły się znacząco od współczesnych…
Poranek Wielkiego Czwartku zapełniony jest Mszą Krzyżma Świętego, w trakcie której biskup dokonuje poświęcenia olejów. Jest to jedna z najpiękniejszych ceremonii liturgicznych, która jest wyłącznym przywilejem biskupa, do dziś obowiązującym w obrządku łacińskim. Msza Krzyżma odprawiana jest zawsze w katedrze. Do spełnienia tego uroczystego poświęcenia biskup wspomagany jest przez siedmiu diakonów i siedmiu subdiakonów, tak jak we Mszy papieskiej. Również jest otoczony przez dwunastu duchownych, na znak dwunastu Apostołów.
Olej chorych, używany w sakramencie ostatniego namaszczenia, jest święcony przed modlitwą Pater noster. Z kolei Święte Krzyżmo i olej katechumenów są święcone po Komunii. Przypomnijmy, iż Święte Krzyżmo używane jest podczas sakramentów: chrztu, bierzmowania czy sakry biskupiej, święceniu kościołów, konsekrowaniu ołtarzy i kielichów, święceniu źródeł chrzcielnych i dzwonów. Olej katechumenów z kolei również w ceremoniach chrztu, święceń kapłańskich czy podczas święcenia źródeł chrzcielnych.
Warto przypomnieć, iż to tylko biskup celebruje Najświętszą Ofiarę – nie ma więc koncelebry z lokalnym duchowieństwem. W rycie przedsoborowym nie odnajdziemy tym samym odnowienia przysięgi kapłańskiej. Inną symboliczną różnicą jest, iż w reformach posoborowych dozwolono na sprawowanie Mszy Krzyżma w inny dzień niż Wielki Czwartek oraz w innym miejscu niż katedra, jeśli byłoby trudno zgromadzić duchowieństwo lub lud.
W rycie przedsoborowym, jak już wspomnieliśmy, święcenie olejów jest wyłącznym przywilejem biskupa, które odbywa się w matce kościołów diecezji i stolicy biskupiej – katedrze.
Wielki Czwartek to też święto duchowieństwa związane z ustanowieniem sakramentu kapłaństwa. Symbolicznie więc wydaje się to być najodpowiedniejszym momentem dopełnienie tych ceremonii ściśle związanych z biskupem i jego duchowieństwem.
Czy są współcześnie miejsca na świecie, gdzie biskupi dokonują poświęcenia olejów według starej formy rytu rzymskiego?
O ile mi wiadomo, tylko biskup Fernando Arêas Rifan z Personalnej Administracji Apostolskiej w Campos, w Brazylii dokonuje poświęcenia olejów zgodnie z księgami liturgicznymi z 1962 r. Mówimy tu oczywiście o biskupach będących w pełnej jedności z Kościołem katolickim.
W zwyczajnej formie rytu rzymskiego mandatum, czyli obmycie nóg w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej, jest fakultatywne. Jak przepisy regulują tę kwestię w starej Mszy?
Również w rycie przedsoborowym ceremonia obmycia nóg jest fakultatywna. Jest to jednak ceremonia posiadająca wielką symbolikę i powinna być w miarę możliwości sprawowana, szczególnie w większych kościołach. Pokora jest jedną z największych cnót, jeśli nie największą. Na wzór Chrystusa – Najwyższego Kapłana – celebrans obmywa nogi. Zazwyczaj było to dwunastu duchownych lub dwunastu żebraków. Ksiądz przyklęka przed każdym z dwunastu, myje nogi a następnie je całuje. Jest to wzór pokory do naśladowania, szczególnie przez nas, kapłanów. Jest to również wezwanie do przykazania miłości bliźniego. Bliźniego należy kochać aż do tak wielce poniżających granic, i skoro sługa nie jest wyższy nad Mistrza, co Mistrz uczynił – sługa musi też czynić.
Kanon rzymski w Wielki Czwartek ma charakter wyjątkowy, ponieważ następują wtrącenia typu „On to w przeddzień męki, to jest dzisiaj…”.
Słowo „dzisiaj” ma kluczowe znaczenie w liturgii katolickiej. Tak naprawdę wiele jest uroczystości i świąt w trakcie roku, w których antyfony na Introit czy na Magnificat zaczynają się od słowa hodie – dzisiaj. My, katolicy, nie wspominamy tylko jakiegoś, nawet ważnego, wydarzenia. My nim żyjemy tu i teraz, my nim żyjemy dzisiaj. Każda Msza św. urzeczywistnia Ofiarę Jezusa na Krzyżu. Czyni ją obecną dla nas, obecnych na każdej Ofierze Mszy św. Tym samym, wydarzenie ustanowienia sakramentów Eucharystii i kapłaństwa nie ma być dla nas odległe. Te sakramenty nie przestały istnieć. One istnieją po dziś dzień. Są tak samo rzeczywiste dziś, jak w przeddzień męki. Kościół w swej mądrości chce zapobiec tym samym, by rzeczywista historia nie zmieniła się z czasem w legendę, a legenda nie zmieniła się z czasem w mit, a następnie została zapomniana na zawsze. Jest to oczywiście kwestia wiary, ale dużo łatwiej przemawiają do człowieka obrazy aktualne („dzisiaj”), niż obrazy z przeszłości.
Wielki Czwartek to dzień, w którym Chrystus ustanowił sakrament kapłaństwa. Na jakie akcenty w posłudze kapłana kładzie nacisk nadzwyczajna forma rytu rzymskiego?
Wydaje się, iż odpowiedź ta została nam dana przez samego Chrystusa. Tego dnia nie ustanowił on tylko sakramentu kapłaństwa, ale także ściśle z nim związany sakrament Eucharystii. Nie ma Eucharystii bez kapłana, ale nie ma też kapłana bez Eucharystii. Dramat kapłaństwa związany jest ściśle z dramatem Eucharystii. Eucharystia, o czym wspominają w sposób szczególny dokumenty przedsoborowe, soborowe i posoborowe, powinna być centrum i szczytem życia kapłana. Wszystkie inne posługi, obowiązki, rozmieszczone są wokół Eucharystii. Eucharystia to Chrystus żywy, a to jest źródło żywe dla życia kapłana. Bez źródła żywego kapłan usycha w sposób dramatycznie szybki. Nawet nie tyle problemem jest sposób sprawowania Eucharystii (choć jest to niezwykle istotne), ile w ogóle lojalność w sprawowaniu jej. W krajach Europy Zachodniej coraz częściej księża pozwalają sobie na coraz rzadsze sprawowanie Eucharystii. Oczywiście Kodeks Prawa Kanonicznego nie nakazuje codziennego sprawowania Mszy św., jednak szczególnie do tego zachęca. Kryzys kapłaństwa to kryzys Eucharystii. Kryzys Eucharystii to kryzys właśnie wyżej wymienionego hodie – dzisiaj. Hodie, a raczej hic et nunc, urzeczywistnia się Ofiara Jezusa na Krzyżu. Św. Jan Maria Vianney zawsze z wielkim zadziwieniem mówił o sprawowaniu Eucharystii. Zastanawiał się, jak to jest, iż trzyma Boga w swych rękach. Gdy podniesie ręce ku górze, Bóg posłusznie podąża za ruchem rąk kapłana. Jest to nieskończona tajemnica pokory i miłości Boga do człowieka, Boga, który jest prawdziwie obecny w Eucharystii. Kiedy o tym zapominamy, rozpoczyna się nasz kryzys.
Wielki Czwartek to także „nieformalne” święto służby liturgicznej. Jaką rolę pełnią ministranci w Mszy „trydenckiej”?
Wydaje się, iż ministranci pełnią zasadniczą rolę w Mszy „trydenckiej”. W Mszach to ministranci przecież reprezentują Lud Boży, oni w imieniu tego ludu odpowiadają celebransowi. Tym samym ich służba przy ołtarzu wykonywana jest poniekąd w imieniu całego Ludu Bożego. Właśnie, wydaje się, iż słowo służba liturgiczna jest bardzo trafna. Ministrantura to urząd. Służba liturgiczna to poświęcenie i hierarchia, o wiele bardziej bliższe duchowi katolicyzmu. Problem tkwi w tym, iż w XXI w. nikt już nie rozumie lub raczej nie docenia istoty służby. Staliśmy się niezwykłymi materialistami. Nie służymy nikomu ani niczemu, bo nic z tego nie mamy. Służba była czymś szlachetnym. Służba przy ołtarzu to oddanie się Bogu, oddanie się bez własnych korzyści. W dzisiejszym świecie prawdziwa służba to rzadkość. Nawet woluntariat, który przecież tak związany jest ze służbą, często wykonywany jest w egoistycznych celach – to świetnie przecież wygląda w moim CV. Służba liturgiczna to służba pokory, znająca swe miejsce w hierarchii. Służba liturgiczna była też naturalnym miejscem rodzenia się powołań kapłańskich. Wraz z ministrantkami ten porządek został całkiem zaburzony.
Rozmawiał Kajetan Rajski
Read more: http://www.pch24.pl/tradycyjny-wielki-czwartek,13576,i.html#ixzz2R2748A6Q
Tradycyjna liturgia Wielkiego Piątku
Data publikacji: 2013-03-29 06:00
Data aktualizacji: 2013-03-29 19:08:00
Albrecht Altdorfer, Ukrzyżowanie
Wielki Piątek jest dniem żałoby, największym jaki by mógł być. Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus umiera. Syn Boży, który stał się człowiekiem dzieli los wszystkich ludzi – umiera. Z ks. Markiem Grabowskim FSSP o Wielkim Piątku rozmawia Kajetan Rajski.
Kolorem liturgicznym w Wielki Piątek w zwyczajnej formie rytu rzymskiego jest czerwony. Tymczasem w starej formie kapłan ubrany jest w czarne stroje liturgiczne. Co ma wyrażać ten kolor?
Wielki Piątek jest dniem żałoby, największym jaki by mógł być. Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus umiera. Syn Boży, który stał się człowiekiem dzieli los wszystkich ludzi – umiera. Mimo, iż ta okrutna śmierć, którą Jezus przyjął na siebie, odpowiadała boskiemu planowi zbawienia ludzkości, spowodowała wśród Apostołów i uczniów Chrystusa wielką żałobę. My też w pewien sposób mamy dzielić tę żałobę dziś. Kolor czarny w sposób dobitny przypomina żałobę. Jest ona o tyle aktualna, iż to przez moje grzechy i za moje grzechy Jezus oddaje swe życie. Kolor czarny, w który odziany jest celebrans wraz z wyższą asystą, ma symbolizować tę żałobę wszystkich wiernych Kościoła – duchowieństwa i świeckich. My wszyscy jesteśmy przyczyną Jego śmierci.
Dlaczego Kościół nie sprawuje w Wielki Piątek Mszy św.?
Św. Tomasz z Akwinu odpowiada (ST III, q.83, a.2, ad 2): Typ niknie wobec rzeczywistości. Jak wiemy zaś omawiany sakrament jest typem i odtworzeniem Męki Pańskiej. Dlatego w dniu rozpamiętywania samej Męki w jej rzeczywistym przebiegu, nie ma konsekracji omawianego sakramentu.
Dokładnie dlatego, iż Msza jest sakramentem, jest znakiem, który zawiera rzeczywistość. Niemniej jednak we wspomnieniu Męki Pańskiej w Wielki Piątek rzeczywistość ofiary jest przedstawiona wiernym nie jako sakrament (tj. nie poprzez Mszę), ale „tak jak naprawdę to się stało”. Tym samym liturgia Wielkiego Piątku jest bardziej doskonałąre-prezentacją ofiary na krzyżu, niż modlitwa eucharystyczna. Nie należy tu rozumieć, iż brak jest czegokolwiek Ofierze Mszy sprawowanej każdego innego dnia, ale Kościół w sposób szczególny przypomina w Wielki Piątek nam Mękę Pańską jako rzeczywistość, a nie jako typ.
Z kolei, tłumacząc w sposób bardziej duchowy: ze względu na żałobę tego dnia, żaden kapłan nie odprawia Mszy św. Odprawiane jest uroczyste nabożeństwo. Aby jednak Kościół także i w tym dniu nie był pozbawiony owoców Męki, udzielanych, nam przez ten sakrament, spożywa się w nim Ciało Chrystusa, przechowane po konsekracji dokonanej w dniu poprzednim (Św. Tomasz).
Jaki więc charakter ma wielkopiątkowa liturgia?
Ogólnie mówiąc liturgia wielkopiątkowa składa się z pięciu części: czytań świętych (dwie lekcje oraz Męka Pańska), uroczystych modlitw, uroczystej adoracji Krzyża, Komunii oraz Grobu Pańskiego (w niektórych regionach świata, w tym w Polsce). Kolor czarny szat wskazuje na pełną żałobę i charakter pokutny tego dnia. Wszystko to jest jednak czymś większym, niż wzruszające obrzędy religijne: jest to równocześnie modlitwa i dziękczynienie ludzi odkupionych, którzy, wspólnie z Bogiem, stają się świadomi dobrodziejstwa otrzymanego przez tajemnicę Krzyża. W Wielki Piątek śpiewamy: „Oto drzewo Krzyża, które dźwigało zbawienie świata”. Słowa te wskazują, iż Wielki Piątek jest również dniem nadziei – prowadzi on bowiem do zmartwychwstania.
W czasie liturgii proklamowana jest Męka Pańska według Św. Jana. To chyba najbardziej podniosły i uroczysty fragment liturgii w Wielki Piątek.
Jest to istotnie moment niezwykle podniosły, szczególnie gdy Męka Pańska jest śpiewana. Tzw. pasja chorałowa wykonywana jest przez trzech duchownych śpiewających kolejno partie: Chrystusa (najniższą, w tempie wolnym, najczęściej był to bas), narratora, czyli ewangelisty (umiarkowane tempo, najczęściej był to tenor) oraz tłumu (szybkie tempo, wysoki rejestr, wykonywaną także przez chór). Partie chóru z czasem były też zastępowane polifonią, co dodatkowo dodawało splendoru i powagi tej części liturgii.
Chciałbym zachęcić tu wiernych, by możliwie wczuli się w przeżywanie na nowo Męki Pańskiej, a na nie tylko bierne uczestnictwo i oczekiwanie końca całości. W momencie, gdy Męka jest śpiewana, warto śledzić tłumaczenie w mszaliku. W wielu duszpasterstwach Męka Pańska jest czytana bezpośrednio w języku polskim. Warto wtedy szczególnie wykorzystać naszą wyobraźnię i przenieść się w scenerię opisaną w Ewangelii.
Następnie odmawiane są uroczyste modły zwane „Modlitwą wiernych”. W 2008 r. papież Benedykt XVI zmienił w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego treść modlitwy za Żydów. Dlaczego tak się stało?
Pozwólmy tu odpowiedzieć samemu papieżowi Benedyktowi XVI. Odpowiedź na to pytanie znajduje się w wywiadzie Petera Seewalda z papieżem Benedyktem XVI pt. „Światłość świata”: „(...) w starej liturgii, zmiana tego punktu wydała mi się konieczna. Sformułowanie było dla Żydów ewidentnie raniące, a poza tym nie wyrażało pozytywnie wielkiej wewnętrznej jedności pomiędzy Starym a Nowym Testamentem. Dlatego uważałem, że w tym miejscu starej liturgii konieczna jest zmiana, szczególnie, jak to już zostało powiedziane, ze względu na naszych żydowskich braci. W nowym wprowadzonym przeze mnie sformułowaniu obecna jest nasza wiara, że Chrystus jest Zbawicielem wszystkich, że nie ma dwóch dróg zbawienia, a więc Chrystus jest też Zbawcą Żydów, a nie wyłącznie pogan. Zawarty w tej modlitwie sens wyraża także, że nie modlimy się bezpośrednio o nawrócenie Żydów w misjonarskim znaczeniu, lecz o to, aby Pan doprowadził do takiego historycznego momentu, w którym my wszyscy będziemy zjednoczeni ze sobą nawzajem. Dlatego argumenty, które w tym kontekście są podnoszone przeciwko mnie przez wielu teologów, są nierozważne; ich ocena sytuacji jest błędna”.
Wreszcie przychodzi czas na adorację Krzyża, w czasie której śpiewane są tak zwane improperia, czyli skargi Zbawiciela. Co ciekawe, mamy wówczas do czynienia chyba z jedyną sytuacją w liturgii rzymskiej, oprócz wezwania „Kyrie eleison”, w której używa się momentami języka greckiego.
Ceremonia adoracji Krzyża wywodzi się z IV wieku. Wtedy to w Jerozolimie istniał już zwyczaj, aby w Wielki Piątek oddawana była cześć drzewu prawdziwego Krzyża, na którym umarł Zbawiciel. Improperia – skargi Zbawiciela czynione swemu ludowi – śpiewane były po grecku, stąd słowa greckie przetrwały po dzień dzisiejszy w liturgii. W trakcie śpiewu improperiów, wierny padali na kolana i całowali Krzyż. Obecność języka greckiego w liturgii Triduum podkreśla, iż te ceremonie powstały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, są jedne z najstarszych w liturgii i jako takie, bez większych zmian zachowały się pod dzień dzisiejszy.
Śpiewany jest również liturgiczny hymn „Crux Fidelis” autorstwa Wenancjusza Fortunata, który znany jest w Polsce jako pieśń „Krzyżu święty nade wszystko”.
Hymn Crux fidelis jest częścią większego dzieła św. Wenancjusza Fortunata pt. Pange lingua (nie mylić z Pange lingua św. Tomasza z Akwinu). Został on napisany na procesję Prawdziwego Krzyża dla Królowej Radegundy w 570 r. Słowa Crux fidelis tak naprawdę wystarczyłyby, by nas ubogacić w życiu duchowym. Nasze Zbawienie przyszło przez Krzyż. Krzyż obecnie wciąż jest prawdopodobnie najbardziej powszechnym symbolem. Krzyż jest wierny, niezmienny. Stat crux dum volvitur terra /stoi krzyż, choć świat się zmienia/ - to dewiza zakonu kartuzów, która mimo swej zwięzłości zawiera skarbiec prawd. Świat się zmienia, a Krzyż pozostaje wierny, ofiarując nam zawsze zbawienie. Mówiąc Krzyż, myślimy Chrystus, bo tak jak wody Jordanu zostały uświęcone raz na zawsze poprzez kontakt z Panem Jezusem, tak poniekąd symbol krzyża pozostaje na zawsze złączony i uświęcony poprzez Jego męczeńską śmierć. Krzyż zawsze wzbudza różne emocje.
Przez nas jest adorowany, przez naszych wrogów opluwany. Idąc w Krakowie wzdłuż Wisły, nieopodal paulińskiej Skałki znajduje się wbity w ziemię krzyż z napisem: „Znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Sprzeciwianie się krzyżowi nie oznacza tylko opluwania go, ale również obojętność wobec niego. Niemniej jednak krzyż pozostaje wierny, gdy świat się zmienia. Zawsze mamy w nim przyjaciela wiernego, który daje nam zbawienie wieczne.
Później następują obrzędy Komunii św. Co charakterystyczne, w ów dzień w Wielki Piątek Modlitwę Pańską odmawiają wszyscy wierni razem.
Jak już to było wspomniane, mimo iż tego dnia nie jest odprawiana Msza św., jednak Kościół nie chce pozbawiać nas owoców zbawczej śmierci Chrystusa. Nie jestem ekspertem, ale Modlitwa Pańska odmawiana wspólnie przez wszystkich wiernych w Wielki Piątek została wprowadzona dopiero w trakcie reformy Wielkiego Tygodnia za pontyfikatu papieża Piusa XII w 1955. Przed tą reformą, to kapłan wyłącznie kapłan śpiewał Modlitwę Pańską w tonie ferialnym.
Bóg zapłać za rozmowę!
Read more: http://www.pch24.pl/tradycyjna-liturgia-wielkiego-piatku,13577,i.html#ixzz2R1yzB3J3
Wigilia Paschalna w "starej" liturgii
Data publikacji: 2013-03-29 09:00
Data aktualizacji: 2013-04-02 11:12:00
fot. Zygmunt Put Zetpe0202 / commons.wikimedia.org, licencja cc
„Reforma liturgii, którą zainicjował Sobór Watykański II, miała swoiste preludium w postaci reformy obrzędów Triduum Paschalnego, którą przeprowadził papież Pius XII w roku 1955. Współcześnie sprawowana trydencka liturgia Triduum według ksiąg z roku 1962 bardziej w swoim kształcie przypomina liturgię Novus Ordo Missae, niż dawne obrzędy ,,trydenckie” - z ks. dr. Wojciechem Grygielem FSSP o liturgii Wigilii Paschalnej rozmawia Kajetan Rajski.
Sądzę, że zanim przejdziemy do przedstawienia obrzędów Wigilii Paschalnej, warto wspomnieć o tym, że taki kształt nadał jej dopiero Pius XII. Jak wyglądała liturgia w ten dzień wcześniej?
Reforma liturgii, którą zainicjował Sobór Watykański II, miała swoiste preludium w postaci reformy obrzędów Triduum Paschalnego, którą przeprowadził papież Pius XII w roku 1955. Współcześnie sprawowana trydencka liturgia Triduum według ksiąg z roku 1962 bardziej w swoim kształcie przypomina liturgię Novus Ordo Missae, niż dawne obrzędy ,,trydenckie”. Największe różnice dotyczą obrzędów Wielkiej Soboty. Sprawowane były przed południem, a okres sobotniego popołudnia był już praktycznie okresem świątecznym. Dlatego też święcenie pokarmów miało charakter stricte świąteczny. Ściśle biorąc, chcąc konsekwentnie zachować taki obyczaj, dziś należałoby święcić pokarmy po liturgii Wigilii Paschalnej w nocy. Tak też robimy w Krakowie po obrzędach w rycie trydenckim. Z istotnych różnic obrzędowych, święcenie paschału odbywało się na przykład w trakcie orędzia wielkanocnego, gdyż tam bezpośrednio jest mowa o świecy i jej świetle rozjaśniającym mroki nocy Zmartwychwstania.
Liturgia paschalna rozpoczyna się poświęceniem nowego ognia i paschału. Co symbolizuje zapalona świeca wśród mroków nocy?
Symbolika wzajemnej gry ciemności i światła jest chyba jedną z najbardziej przejrzystych i głęboko zakorzenionych symbolik chrześcijaństwa. Światło symbolizuje samego Boga, Pismo Święte oferuje niezliczone przykłady, kiedy Boża działalność – na przykład działalność stwórcza – wiąże się z pojawieniem się światła. Światło naturalnie kontrastowane jest z ciemnością, dlatego wtedy, gdy siły boskie zwyciężają nad siłami śmierci, rozbłysk światła zaczyna dominować nad ciemnością. Dlatego zapalona świeca w czasie liturgii Wigilii Paschalnej uświadamia nam, iż tej właśnie nocy poprzez swoje Zmartwychwstanie, Chrystus pokonał śmierć i przywrócił człowiekowi życie łaski.
Po wniesieniu paschału do kościoła śpiewany jest przez diakona „Exsultet”, czyli Orędzie wielkanocne. Pieśń ta przypisywana jest św. Ambrożemu.Hymn „Exsultet” (co po łacinie oznacza „Niech się weseli”) po raz pierwszy pojawia się w liturgicznych księgach obrządku gallikańskiego, w VII i VIII wieku. W księgach tych przypisuje się jego autorstwo św. Augustynowi, ale jest to prawdopodobnie skutek ogromnego autorytetu tego świętego w Galii. Nasz „Exsultet” powstał w samej Galii, w kręgach monastycznych, choć podobno za jego autora należy uważać św. Ambrożego z Mediolanu, który skomponował wiele hymnów kościelnych. Do liturgii rzymskiej „Exsultet” został włączony na początku IX wieku. Nazwa „Orędzie paschalne” (praeconium paschale) w odniesieniu do „Exsultet” jest stosunkowo niedawna i po raz pierwszy figuruje w neogallikańskich mszałach francuskich z XVIII wieku. Wcześniejsze nazwy to: „Błogosławieństwo świecy” (benedictio cerei) lub „Pochwała świecy” (laus cerei). Nazwa „Błogosławieństwo świecy” jest oczywiście zrozumiała w kontekście ceremonii sprzed reformy Piusa XII, gdzie obrzęd ten miał miejsce w trakcie śpiewu orędzia.
Następnie odczytywane są lekcje, po czym śpiewana jest pierwsza część Litanii do Wszystkich Świętych. Zestaw czytań biblijnych, przewidzianych na ceremonię wigilii paschalnej, przedstawia całość historii Boskiej działalności, związanej ze Stworzeniem, starotestamentalnymi dziejami Izraelitów jako narodu wybranego. Ranga tej uroczystości wymaga wręcz, aby uczestnikom jeszcze raz przypomnieć historię zbawienia i w ten sposób uzmysłowić, jak wielkich rzeczy Bóg dokonał dla człowieka i jaki wyraz swojej miłości dał, posyłając swojego Syna, Jezusa Chrystusa, jako Odkupiciela. Litania do Wszystkich Świętych również wkomponowuje się w atmosferę wyjątkowości, ponieważ z reguły odmawia się ją w momentach najbardziej istotnych w życiu Kościoła, takich jak ceremonie święceń kapłańskich, poświęcenie Kościoła czy też ceremonie beatyfikacyjne i kanonizacyjne. W ważnych momentach przyzywamy w ten sposób wstawiennictwa tych wszystkich, którzy otrzymali już wieczną nagrodę i mogą skutecznie orędować za nami przed majestatem Boga.
Przy poświęceniu wody chrzcielnej kapłan wykonuje różne gesty, na przykład czyni znak krzyża na wodzie, dotyka wody ręką, czyni trzy znaki krzyża nad wodą, rozlewa wodę na cztery strony świata, dmucha trzykrotnie na wodę w kształcie krzyża, trzykrotnie zanurza paschał w wodzie, dmucha w wodę formując literę psi. Jaką symbolikę mają te gesty?
Znak krzyża na wodzie oraz dotknięcie wody ręką wiąże się bezpośrednio z przeznaczeniem tej wody, jakim jest sakrament chrztu. Woda ta ma być źródłem odrodzenia do świętości i do nowego życia oraz uwolnienia spod władzy szatana. Trzy znaki krzyża natomiast są specjalnym błogosławieństwem. Rozlanie wody na cztery strony świata przywołuje znany obraz rajskiego ogrodu, Edenu, w którym wypływała rzeka, nawadniająca go i dzieląca się na cztery odnogi: Piszon, Gichon, Chiddekel (Tygrys) i Perat (Eufrat). W ten sposób pokazana nam jest wizja tego, co utraciliśmy w grzechu pierworodnym i co odzyskujemy w tajemnicy odkupienia. Zanurzenie paschału w wodzie symbolizuje płodność, czyli siłę odrodzenia z grzechu.
Wreszcie kapłan wlewa do wody olej katechumenów i Krzyżmo święte. Liturgia Wigilii Paschalnej posiada również bardzo głęboką symbolikę chrzcielną, gdyż w trakcie jej trwania w sposób najbardziej pełny udziela się sakramentu Chrztu Świętego. Sakrament Chrztu jest sakramentem chrześcijańskiej misji człowieka, dlatego też oleje zgodnie z prastarym zwyczajem wykorzystuje się do namaszczenia posłanych. Były one poświęcone przez biskupa w trakcie Mszy Krzyżmowej, teraz symbolizują przeznaczenie – misję – święconej wody do tego, aby miała moc obmycia z win oraz chroniła przed wpływami złego. Olej katechumenów, zwany także olejem egzorcyzmu, symbolizuje duchowe wzmocnienie, jest symbolem siły (nawiązanie do namaszczania atletów przed walką) i umocnienia do walki ze złym. Olej Krzyżma natomiast (chrio – namaszczać, chrisis – namaszczenie) zajmuje pierwsze miejsce w hierarchii jako tzw. olej królewski (por. Wj 30,23-25). Obydwa te oleje wykorzystywane są w trakcie udzielania sakramentu chrztu.
Po odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych następuje odśpiewanie drugiej części Litanii do Wszystkich Świętych, po czym czytana jest epistoła i ewangelia. Podział litanii też nie jest przypadkowy, ponieważ przed poświęceniem wody oraz ceremoniami chrzcielnymi wykonuje się część litanii, wzywającą wstawiennictwa poszczególnych świętych. Natomiast po tych ceremoniach pojawiają się błagalne wezwania do samego Boga. W nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego epistoła wzięta jest z listu do Kolosan (Kol 3,1-4) i zachęca nas do pójścia śladami Chrystusa, aby odzyskać prawdziwe życie w Bogu. Ewangelia z kolei jest znaną wszystkim opowieścią o niewiastach przychodzących do pustego grobu, dając w ten sposób świadectwo, iż Chrystus prawdziwie zmartwychwstał.
W Wigilię Paschalną śpiewane jest również uroczyste „Alleluia”. Jaka jest historia tego słowa i co ono oznacza?
Słowo Alleuja pochodzi od hebrajskiego הללו יה (Hallelujah), co oznacza „Chwalcie Jahwe”. Jest więc bezpośrednim wezwaniem do chwalenia Boga i występuje bardzo powszechnie w liturgii, a szczególnie w okresach tak uroczystych jak Wielkanoc. W trakcie liturgii Wigilii Paschalnej śpiewa się potrójne Alleluja, podkreślając w ten sposób doniosłość uroczystości i chwałę Bożą, należną ukończonemu dziełu Odkupienia.
Później odprawiana jest Msza św. w zwyczajnym porządku od Ofiarowania. Co wyróżnia wielkanocną liturgię eucharystyczną od zwyczajnej?
Pod względem sakramentalnym jest to oczywiście ta sama ofiara, sama ceremonia posiada jednak charakter niezwykle uroczysty. Do istotnych elementów ceremonialnych zaliczyć należy śpiew sekwencji „Victimae paschali laudes”, czyli pochwalnego hymnu, wykonywanego przed ewangelią. Swoje części własne posiada również na tą okazję Kanon Mszy Świętej, czyli Modlitwa Eucharystyczna.
Bóg zapłać za rozmowę!
Read more: http://www.pch24.pl/wigilia-paschalna-w--starej--liturgii,13758,i.html#ixzz2R1zJEIoo
Św. Ojciec Pio – Obrońca Mszy Trydenckiej,
antymodernista
Nie miał nic wspólnego z „posoborowym” duchem „odnowy” w Kościele. Do końca
swoich dni odprawiał Mszę Trydencką (tzw. Mszę „przedsoborową”), o co prosił
władze Kościelne. Ostro krytykował dostosowywanie życia zakonnego do tak
zwanych wymogów współczesnego świata (aggiornamento). Wymagał surowej
obyczajowości. W głębokiej duchowości świętego Ojca Pio (1887-1968) nie było
krzty popularnego dzisiaj charyzmatyzmu na modłę Odnowy w Duchu Świętym, Taize
czy też innych wspólnot zapożyczonych z protestantyzmu lub judaizmu.
Niektórzy mówią, że osoba padre Pio zamyka, aż do dzisiejszego dnia, czas
wielkich świętych Kościoła katolickiego. Warto przypomnieć jego życie i miłość
do Mszy świętej, którą uwolnił na nowo Benedykt XVI w Mottu Proprio
“SummorumPontificum”, które z kolei weszło w życie 14 września tego roku.
Padre Pio z książek
Skromny kapucyński zakonnik przeszedł do historii głównie dzięki
nadprzyrodzonym znakom i cudom, które towarzyszyły jego życiu. Nic w tym
dziwnego. Jednak nie każdy jest chętny lub gotowy, aby odkrywać u o. Pio istotę
jego życia, którą było zupełne duchowe zjednoczenie z ukrzyżowanym Jezusem
Chrystusem oraz głęboka świadomość małości człowieka i wielkości Stwórcy. „Bóg
zerwał zasłonę (…) widzę siebie tak oszpeconego, że nawet moje odzienie odczuwa
odrazę z powodu mego brudu” – pisał zakonnik. Lektura czterech tomów jego
dzienników duchowych, dostarcza nam obraz świata wewnętrznego, który pełen był
walki, wysiłków wiary, czarnych nocy ducha, dylematów… pisze to stygmatyk,
wizjoner, człowiek, który miał dar bilokacji, a nawet wskrzeszania zmarłych!
Zwolennik Mszy Trydenckiej
W trakcie trwania obrad Soboru Watykańskiego II, w lutym 1965 roku,
poinformowano o. Pio, że będzie odprawiać Mszę Świętą zgodnie z nowym rytem ad
experimentum, w języku narodowym, z wytycznymi soborowej komisji liturgicznej
mającymi na celu odpowiedzenie na potrzeby współczesnego człowieka. O. Pio nie
zapłonął wizją „reformowania” Mszy, która wydała tylu świętych. Nie widział też
być może potrzeby „dostrajania” do nowych czasów kanonizowanego przez św. Piusa
V rytu mszalnego. Zanim jeszcze zobaczył tekst rytuału nowej Mszy (!!!),
napisał do papieża Pawła VI prośbę o dyspensę od tego liturgicznego eksperymentu.
Odpowiednią zgodę przywiózł mu osobiście Antoni kardynał Bacci. O. Pio pozwolił
sobie wtedy na mocne słowa skierowane w stronę papieskiego wysłannika: „Na
miłość boską, szybko zakończcie ten Sobór!”. Kardynał Bacci doskonale rozumiał
słowa zakonnika oraz jego troskę o zachowanie starej Mszy. Ten właśnie
purpurant wraz z Alfredo kardynałem Ottavianim (prefektem Świętego Oficjum)
napisali szczegółową analizę proponowanej Mszy, która według nich
przeciwstawiała się definicji Mszy ustanowionej przez sobór Trydencki oraz
cechowała się ewidentnym sprotestantyzowaniem Najświętszej Ofiary. Również duża
część ojców soborowych na czele z abp Marcelem Lefebvre myślała podobnie. Mało
tego, nowy ryt został odrzucony w tajnym głosowaniu przez większość biskupów.
Jednak potem wprowadzono go z kosmetycznymi zmianami nie pytając o zdanie
nikogo. Może w tym kontekście warto wziąć pod uwagę zwierzenie o. Pio jednemu
ze swoich współbraci: „W tych czasach ciemności, módlmy się. Czyńmy pokutę za
naszego elekta”.
Warto dodać, że głównym architektem nowej Mszy był nie kto inny jak abp
Annibale Bugnini, którego korespondencja z lożą masońską wyszła na jaw, a sam
Bugnini został przez Pawła VI usunięty w cień. Okazało się, że abp Bugnini sam
był wolnomularzem, i to bardzo gorliwym. W swoich listach Bugnini opisuje, jak
zniszczył Mszę Świętą, wprowadzając nowy ryt. Sprawę tę opisał w Polsce m.in.
ks. prof. Michał Poradowski.
O. Pio – katolicka liturgia
O. Pio traktował Mszę jako Najświętszą Ofiarę Pana Jezusa. Msza była dla
niego realnym uczestnictwem w wydarzeniach z Góry Kalwarii. Dlatego padre Pio
był skupiony, poważny, rozmodlony i przejęty cudem, który wydarza się podczas
sprawowania Tajemnicy Ciała i Krwi Pańskiej. Brak wiary lub po prostu wiedzy o
tym, czym jest Msza doprowadziła dzisiaj do sprotestantyzowania rytu
Najświętszej Ofiary, do wprowadzenia gitar, dziecinnych piosenek, opowiadania
humoresek z ambony itd. Twórcy Mszy „posoborowej” mówili, że dotychczasowy ryt
jest sztywny i niezrozumiały. Zanim jednak te zarzuty pojawiły się na forum
reformatorów liturgicznych, o. Pio wyjaśniał, że mszał potrzebny jest tylko
kapłanowi, a dla wiernych najlepszą formą udziału w Świętej Ofierze jest
zjednoczenie z Bolesną Matką u stóp Krzyża, we współczuciu i miłości. o. Pio
bardzo dbał, aby wśród wiernych podczas Mszy był porządek i spokój. Jeżeli ktoś
stał, nawet z uwagi na brak miejsca w ławkach, o. Pio stanowczo nakazywał
uklęknięcie, aby godnie uczestniczył w Mszy Świętej. Czy możemy sobie
wyobrazić, co zrobiłby, gdyby przyszło mu patrzeć jak dzisiaj po beztroskiej
liturgii, w atmosferze brzdąkaniny młodzieżowych piosenek religijnych wierni
przyjmują Komunie Święta na rękę!? Kolejny stygmat pojawiłby się na jego sercu.
Posoborowa „odnowa” zakonna
Na temat reakcji o. Pio na posoborowe zmiany w zakonie warto zacytować
wyrazisty cytat z książki o zakonniku, która nota bene posiada imprimatur:
„W roku 1966 Ojciec Generał przybył do Rzymu jeszcze przed specjalna
Kapitułą na temat Konstytucji, prosząc Ojca Pio o modlitwę i błogosławieństwo.
Spotkał się on z Ocem Pio w klasztorze: «Ojcze, przybyłem polecić twoim
modlitwom specjalna Kapitułę na temat nowych Konstytucji…» Ledwie usłyszał te
słowa «specjalna Kapituła» i «nowe Konstytucje» z jego ust, Ojciec Pio uczynił
gwałtowny gest i wykrzyknął «to nic innego jak destrukcyjny nonsens». «Ależ
Ojcze, mimo wszystko trzeba wziąć pod uwagę młodsze pokolenie… młodzi ewoluują
wraz z nowym stylem życia… są nowe potrzeby…». «Jedyne rzeczy, których brakuje,
to rozum i serce, to wszystko, zrozumienie i miłość». Wówczas poszedł do swojej
celi, obrócił się i wskazując palcem powiedział: «Nie wolno nam się wynaturzać!
Na Sądzie Bożym św. Franciszek nie pozna swoich synów!»”.
Rok później zaczęto przystosowywać kapucynów do ducha czasów
(aggiornamento). Zresztą podobny los spotkał w różnej mierze wszystkie bez
wyjątku zakony katolickie. Kiedy doradcy Generała zakonu rozmawiali z nim o
problemach Zgromadzenia, o. Pio wykrzyknął: „Po coście przybyli do Rzymu? Co
knujecie? Czyż chcecie zmienić nawet Regułę św. Franciszka?” Generał
odpowiedział: „Ojcze, proponujemy zmiany, ponieważ młodzi nie chcą
słyszeć o tonsurze, habitach i bosych stopach…”. „Wygnajcie ich!
Wygnajcie ich! Cóż można o nich powiedzieć? Czy są to ci, którzy biorą za wzór
św. Franciszka, przywdziewając habit i naśladując jego drogę życia, czy też to
nie św. Franciszek daje im ten wielki dar?” Widać tu włoski temperament
zakonnika, ale też jego trzeźwą obserwację zmian, które rujnowały i rujnują
Kościół w imię soboru, nowoczesności… modernizmu.
O. Pio – duchowość katolicka
Duchowość o. Pio była duchowością katolicką. Jakby to powiedzieli
współcześni „duchacze” (charyzmatycy) była pozbawiona radości, zamknięta w
zaklęte formuły i formy oraz wyzuta z luzu. Święty kapucyn zemdlałby, gdyby
zobaczył stada salezjańskich pielgrzymek peregrynujących do Częstochowy z
piosenkami na ustach w rodzaju: „Pokochaj Jezusa – on czuje bluesa”. O. Pio nie
lekceważył uczuć, ale wiedział, że te jednego dnia są, drugiego zaś ich nie ma.
Nie sposób odszukać tego aspektu w tzw. nowej ewangelizacji, gdzie wszyscy
stawiają na spontaniczność, uczucia religijne i ciekawe przeżycia wewnętrzne.
To wszystko jednak, bez fundamentu wiary, jej znajomości, stoi na glinianych
nogach.. O. Pio pisał, że „im bardziej ktoś kocha Boga, tym mniej to odczuwa”.
Padre Pio zaś posiekałby się za najmniejszy artykuł wiary. Sam dostrzegał
zagrożenie płynące na początku XX wieku ze strony modernizmu w filozofii i
teologii. Między innymi dlatego wielką estymą darzył św. Piusa X, papieża,
który zmierzył się z nowinkarstwem w Kościele. Sam zakonnik czuł jak doktryna
katolicka w jego duszy jest atakowana przez niekatolicki światopogląd:
„Bluźnierstwa nieustająco przeszywają mój umysł, a nawet bardziej jeszcze
fałszywe koncepcje, idee niedowierzania i niewiary. Czuję, że moja dusza jest
przebita w każdym aspekcie mego życia – to mnie zabiaj… Moją wiarę podtrzymuje
tylko ciągły wysiłek woli przeciwny każdemu rodzajowi ludzkiej perswazji. (…)
jakże trudno jest wierzyć!”
Nieskromny ubiór kobiet
„Niech wystrzegają się wszelkiej próżności w ubiorze, ponieważ Pan pozwala
duszom upadać z powodu takiej próżności. Kobiety, które szukają próżnej chwały
w ubiorach, nie mogą nigdy przyodziać się sposobem życia Jezusa Chrystusa i
tracą wszelką ozdobę duszy zaledwie ten bożek wejdzie do ich serc. Ich ubiór
jak chce święty Paweł niech będzie odpowiednio i skromnie ozdobiony (…)” –
pisał święty O. Pio.Nie tolerował nieskromnych strojów: sukni z głębokim
dekoltem, krótkich, obcisłych spódnic. Swoim duchowym córkom zakazał nosić
także ubrań z przejrzystych materiałów. Z biegiem lat jego surowość wzrastała.
Z uporem odsyłał od konfesjonału niewiasty, które uznał za nieskromnie ubrane.
Niekiedy zdarzało się, że z bardzo długiej kolejki penitentów wysłuchał zaledwie
kilku spowiedzi. Jego współbracia z niepokojem obserwowali te „czystki” i
zdecydowali o umieszczeniu na drzwiach kościoła dużego napisu: „Na wyraźne
życzenie o. Pio niewiasty muszą przystępować do spowiedzi w spódnicach
sięgających co najmniej 20 cm poniżej kolan. Zakazane jest pożyczanie dłuższych
spódnic na czas spowiedzi.” Z kolei sam o. Pio kazał przed wejściem do kościoła
zawiesić taka inskrypcję: „Zabrania się wstępu mężczyznom z obnażonymi
ramionami i w krótkich spodniach. Zabrania się wstępu kobietom w spodniach, bez
welonu na głowie, w krótkich strojach, z dużym dekoltem, bez pończoch lub w
inny sposób nieskromnie ubranym.”
***
Ojciec Pio był antymodernistą, ponieważ był katolikiem. Po ogłoszeniu przez
Benedykta XVI Motu Proprio “SummorumPontificum”, które uwolniło Msze świętą w
tradycyjnym rycie należy spodziewać się licznych błogosławieństw dla życia
Kościoła. 14 września możliwość prawie nieskrępowanego uczestnictwa we Mszy
trydenckiej stała się rzeczywistością. Dokument papieski wszedł w życie. Oby ta
szansa została wykorzystana i posłużyła do głębszej refleksji nad stanem naszej
Matki, Kościoła Świętego oraz aby ta Msza, która wydała tylu świętych,
przerabiała nas, „zwykłych zjadaczy chleba”, w anioły.
Robert Wit Wyrostkiewicz
wyrostkiewicz@prawy.pl
wyrostkiewicz@prawy.pl
Artykuł został opublikowany na łamach tygodnika
“Najwyższy Czas!”
s. Wojciech Grygiel FSSP
Nowy cykl PCh24.pl: Dlaczego Trydent?
Msza Święta przedsionkiem nieba
Data publikacji: 2012-09-30 06:00
Data aktualizacji: 2012-10-02 09:19:00
fot. Łukasz Korzeniowski
„Ta Msza daje mi przestrzeń porządku, to bardzo ważne dla życia duchowego. Wchodząc w liturgię wchodzi się w coś, co kształtuje przez swój ład i harmonię, przez przeżycia estetyczne. Dziś bardzo brakuje takiej integralności przestrzeni sakralnej” – w rozmowie z PCh24.pl mówi ks. Wojciech Grygiel FSSP.
Dlaczego odprawia Ksiądz Mszę „trydencką”?
Zawsze w
liturgii poszukiwałem misterium. W tej powszechnie sprawowanej po
polsku, w której się wychowałem, często brakowało mi tego wymiaru, by
człowiek wchodząc w przestrzeń liturgiczną mógł być przenoszony w inny
wymiar. By Msza święta była w pewnym sensie przedsionkiem nieba.
Pierwszą rzeczą, która mnie zafascynowała w starej liturgii jest to, że
oferuje nam tajemnicę, przekracza nasze zrozumienie. Chodzi tu o język
łaciński, język kultyczny pełniący także rolę symboliczną. Człowiek jest
stawiany przed rzeczywistością, która go radykalnie przekracza.
Istotnym elementem tego rytu jest adoracja Boga, mniejszy akcent
położony jest na samouwielbienie wspólnoty. To moim zdaniem kluczowe.
Od strony
bardziej osobistej, dzisiaj bardzo często krytykuje się w tym mszale
rubryki. Dla mnie struktura rubryk jest jednak bardzo ważna, ponieważ
wprowadza w świat zupełnie przewidywalny. Wiem, że kult Boga, którego
czczę, jest kultem Boga niezmiennego. Od strony teologii liturgii
przewidywalność rubryk jest o tyle istotna, w niej człowiek odnajduje
pewną wolność, w której doświadcza Boga, rzeczywistość nieulegającą
modom - co wiąże się z teologiczną istotą nadziei. Rubryki są znaczącym
drogowskazem, ale nie można ich też absolutyzować.
Kiedy Ksiądz po raz pierwszy zetknął się ze „starą” liturgią?
W 1993 roku i
nic wtedy z niej nie zrozumiałem. Odniosłem wrażenie, że księdzu popsuł
się mikrofon, liturgia wywołała we mnie pewną nutkę ironii ale pozostało
też pytanie, dlaczego warto celebrować właśnie tak. Starą liturgię
odkrywałem powoli, był to proces, który korespondował też z moim ścisłym
patrzeniem na świat, liturgię i teologię. Nowy porządek Mszy pozwala na
dużo więcej dowolności, tu jej nie ma. Ważnym zwrotem jest, że „Msza
się odprawia”, to znaczy: jest wykonywany powtarzalny rytuał zadany
przez Kościół. Przewidywalność i regularność jest ważna dla percepcji
wierzącego. Przekłada się to na to, że w każdym kościele napotkać można
na taki sam sposób celebrowania Boga. Jest to też wyznacznikiem
jedności, powszechności Kościoła. Nowy ryt ma te „rubryki” skromniejsze,
jest też w nim pewna dowolność, kreatywność. Podejrzewam, że są głębsze
uwarunkowania określające dlaczego właśnie taka wrażliwość została
przeniesiona do liturgii.
A co osobiście daje Księdzu nadzwyczajna forma rytu rzymskiego?Ta
Msza daje mi przestrzeń porządku, to bardzo ważne dla życia duchowego.
Wchodząc w liturgię wchodzi się w coś, co kształtuje przez swój ład i
harmonię, przez przeżycia estetyczne. Dziś bardzo brakuje takiej
integralności przestrzeni sakralnej. Już starożytni Grecy mówili o tym,
że pojmujemy przez wychwytywanie pewnych jedności. Percepcja liturgii
jest lepsza, im wyższa jest jedność słowa, gestów i akcji liturgicznej.
Szczególnie stary ryt umożliwia głębokie zrozumienie tego, w czyim
kulcie uczestniczymy, jest teocentryczny. Nie mówię, że nowy nie jest
ale w „starej” Mszy wyraźnie widać, że jest to kult składany samemu
Bogu. Przez pewien podział przestrzenny, „aranżację” przestrzeni
sakralnej pokazuje też, że są pewne stopnie, etapy prowadzące w górę, do
Boga. Są osoby stojące bliżej i dalej tajemnic, celebrans z racji
sakramentalnego namaszczenia niejako z urzędu jest ofiarnikiem. Inni
mają swoje stopnie uczestnictwa w liturgii, w zależności od przyjętych
święceń i sakramentu chrztu. Stara Msza pod względem porządku uświęcania
- co jest ciekawe - daje dużą dowolność. Jeżeli chodzi o celebransa
jest dość „sztywna”, uczestnictwo ze strony wiernych może być za to
realizowane według własnych potrzeb i wrażliwości.
Z jakimi nieporozumieniami spotkał się Ksiądz celebrując według Mszału Jana XXIII?
Dużą barierą
jest inna wrażliwość współczesnego człowieka. Ta liturgia mocno
akcentuje obiektywny porządek, dzisiaj jesteśmy raczej uwrażliwieni na
budowanie relacji z drugim człowiekiem. To wybrzmiało w wielu XIX i
XX-wiecznych filozofiach, w których postrzeganie rzeczywistości zachodzi
w relacji człowiek-człowiek. Dzisiaj, choć cenimy starą liturgię, to
jesteśmy też wychowani w świecie nakierowanym na maksymalizację
wrażenia, emocji, nie jest to świat metafizyczny. A za tą liturgią tkwi
głęboka metafizyka, ludzki umysł musi być gotowy transcendować
rzeczywistość ziemską. Dzisiejszy świat stawia na konstruowanie obrazów
rzeczywistości poprzez wchodzenie w relacje w drugim człowiekiem.
Liturgia w nowym rycie, tak myślę, jest łatwiejsza w odbiorze dla
współczesnego człowieka. To też problem w odbiorze starej liturgii - są
osoby, które przychodzą i mówią że jest piękna, dostojna ale nie dla
mnie. Chcąc w niej dobrze uczestniczyć należy przestawić myślenie.
Pojawia się tu
też głębszy problem: na ile relacyjne postrzeganie rzeczywistości jest
egalitarne, horyzontalne? Fundamentalne pytanie, na które nie znam
odpowiedzi, brzmi: czy łączą się z tym te same treści? Na ile w tej
perspektywie można wydobyć treści przedstawiane dotąd hierarchicznie?
Czy przechodząc w inny tryb myślenia przekaz będzie dla naszego
intelektu tak samo silny? Ale to już zadanie dla teologów.
Często też się
mówi, że ze względu na łacinę wierni nie rozumieją liturgii. To
nieporozumienie, w ten sposób nie docenia się prostych zdolności
człowieka, który potrafi się wdrożyć w naukę i w uczestnictwo w
liturgii. Tym bardziej, że nauka języków obcych jest dzisiaj tak
popularna. Sama konstytucja soborowa Sacrosanctum Concilium nigdy nie usankcjonowała całkowitego odstąpienia od łaciny.
Spotkać się można z opiniami, że istnienie dwóch różnych form tego samego rytu zaburza jedność Kościoła.
W Kościele
zawsze istniała wielość rytów, możemy też zwrócić szczególną uwagę na
Kościoły Wschodnie. W samej rodzinie rzymskiej są różne ryty, dziś
pojawiają się jeszcze dominikański i ambrozjański z Mediolanu. Brakuje o
tym informacji.
Problemów z
powtórną recepcją liturgii trydenckiej upatrywałbym też u samych osób,
które o nią proszą. Czasami brakuje pokory, zdarzają się zachowania
uzurpatorskie. Ostrożność i rezerwę biskupów można przełamać pokazując,
że to, co się robi, jest dobre - nie służy negacji, nie jest otwartą
kontestacją Kościoła. Bałbym się takiego „Ersatz-Kirche”, postawy która w
miejsce Kościoła współczesnego stawia własny, wyobrażony.
Czy tradycyjna rzymska liturgia nie była w Kościele nośnikiem uniwersalizmu?
Dzisiaj
liturgia tradycyjna jest nadal czymś trochę elitarnym, ale z tego
posmaku elitarności wynika także jej nośność. Mają to do siebie
wszystkie współczesne ruchy religijne, to nie tylko specyfika czy
zagrożenie ruchu tradycjonalistycznego. Z podobnymi komentarzami
spotykałem się wielokrotnie w kontekście Ruchu Odnowy w Duchu świętym,
Drogi Neokatechumenalnej - tam, gdzie jest ponadprzeciętna aktywność
wiernych. Pluralizm był i będzie, jest dobry o ile służy zdrowej
konkurencji.
Czy zachęca Ksiądz innych duchownych do celebracji w „nadzwyczajnej formie”?
Tak,
zdecydowanie. Z relacji duchownych, którzy zaczęli odprawiać wiem, że
podjęcie celebry Mszy „trydenckiej” dało im dużo głębsze zrozumienie
liturgii. W tym także pewnych nazw i zwyczajów, które trwają dziś tylko
nominalnie, nie mając pokrycia w rzeczywistości. Podam prosty przykład:
korporał. Słowo to traci powoli sens, ponieważ w nowym rycie hostia
nigdy nie spoczywa na materiale. W starym jest fragment liturgii w
którym hostia spoczywa właśnie na lnianej tkaninie, zwanej od tego
„korporałem”. Księża, którzy weszli w celebrację „starego” rytu, często
uzyskali głębsze rozumienie nowego. Jest to potrzebne do zrozumienie
korzeni, co jest z kolei ważne dla utrzymania tożsamości. Stary ryt
pomaga ją dobudować. Uwrażliwia na to, że istnieje rubryka, przypomina o
tym, że Kościół ma coś ważnego do powiedzenia odnośnie tego, jak należy
celebrować i że jest to obowiązującą normą.
Czy stara liturgia powinna wrócić do zwykłych parafii?
Powinna być
dostępna. Liczę na ustalenie się z czasem pewnego stanu równowagi.
Celebracja powinna być dostosowana do zapotrzebowania ale też powinna to
zapotrzebowanie antycypować.
Ks. Wojciech P. Grygiel FSSP – duszpasterz i filozof, pracownik Wydziału Filozoficznego UP JP II w Krakowie. Członek Bractwa Kapłańskiego św. Piotra, założonego w 1988 roku przez duchownych należących poprzednio do Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, sprawującego liturgię według ksiąg liturgicznych z roku 1962 r.